- W swoim życiu widziałem zarówno luksus, jak i niewyobrażalną biedę. Pewnie gdyby nie moja pasja, nigdy bym tego nie zobaczył wspomina w rozmowie z nami Lothar Dziwoki, znany muzyk, założyciel i dyrygent Żorskiej Orkiestry Rozrywkowej i były wykładowca na Wydziale Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach.
Dariusz Szymura: Czym jest dla Pana muzyka?
Lothar Dziwoki: Muzyka towarzyszy memu życiu od dzieciństwa, kiedy to rodzice posłali mnie na prywatne lekcje fortepianu. Z biegiem lat zaczęły interesować mnie również inne instrumenty. Słuchając pierwszych nagrań na płytach winylowych, które miał mój starszy brat, usłyszałem muzykę jazzową w wykonaniu najlepszych amerykańskich artystów, m .in. Louisa Armstronga. Charakterystyczną rolę w muzyce Nowego Orleanu spełniał puzon i oczywiście śpiew. Od tego czasu zrodziła się moja wielka miłość do muzyki i postanowiłem pójść do wybranej szkoły muzycznej, gdzie wybrałem jako mój główny instrument właśnie puzon, który po ukończeniu nauki towarzyszy mi do dnia dzisiejszego.
Co Pan zawdzięcza swojej pasji?
Od najmłodszych lat, będąc jeszcze w Rybniku, grałem w zespołach i odnosiłem sukcesy na różnego rodzaju przeglądach i festiwalach, m. in. z zespołem Czesława Gawlika. Kiedy przeniosłem się do Katowic grałem z różnymi orkiestrami, tj.: High Society, Zespół Polskiego Radia Jerzego Miliana, czy Zespół TV Katowice Ireneusza Wikarka. Miało to miejsce jeszcze w czasach studenckich. Wówczas występowałem z big bandem PWSM w Katowicach. Zdobywałem nagrody i wyróżnienia w kraju i zagranicą (Norymberga, San Francisco, Praga). Dzięki udziałowi w tych spotkaniach różnych zespołów, miałem przyjemność spotkać wielkich i wspaniałych muzyków, a także z nimi zagrać. Oczywiście oprócz spotkania wspaniałych ludzi, zawdzięczam muzyce to, że mogłem postawić stopę na każdym kontynencie. Tutaj w Polsce ważnym okresem w moim życiu była praca na Wydziale Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach, gdzie stworzyłem pierwszą w kraju klasę puzonu jazzowego i prowadziłem zajęcia zespołów instrumentalnych i big bandów. Udało mi się wychować naprawdę wspaniałych ludzi, zarówno instrumentalistów, m. in. Grzegorz Nagórski, Bronisław Duży, Daniel Dawidzionek, Roman Syrek, jak i wokalistów: Stanisław Sojka, Lora Schafran i wielu, wielu innych.
Czy to prawda, że kilkakrotnie opłynął Pan glob?
Tak. Dane mi było zaangażować się, najpierw podczas wakacji na uczelni, później już biorąc bezpłatny urlop jako wykładowca, na kilkanaście rejsów pasażerskimi liniowcami dookoła świata. Na statkach tych muzycy, zarówno klasyczni jak i rozrywkowi, grali dla bogatych pasażerów, w większości Amerykanów lub Japończyków. Pracując tam nie tylko opłynąłem świat i zwiedziłem najciekawsze zakątki naszej planety, ale miałem przyjemność współpracować z tak wielkimi muzykami jak: Gary Burton, Chick Corea, Louis Belson, All Gray, Paul Anka, Neil Sedaka, Carmen Moreno, Supremes, Adam Makowicz, czy Jan Ptaszyn Wróblewski. To tyle jeśli chodzi o część osób z mojej branży. Ponadto spotkałem wybitnych ludzi spoza świata muzyki, którzy również pracowali na rejsach: Omar Sharif, Neil Armstrong, Ginger Rogers.
Gdzie się Panu najbardziej podobało?
Pytanie bardzo trudne, ponieważ świat jest piękny, a szczególnie flora, fauna, ukształtowanie geograficzne. Niektóre zjawiska są szokujące w swej krasie jak np. zorza polarna. Jeżeli miałbym wymieniać konkretnie to na pewno godne uwagi są: Wyspa Wielkanocna, Hawaje, Polinezja Francuska, Nowa Gwinea, Japonia, półwysep Arabski, Kenia, Grenlandia, Brazylia, Peru, Alaska. Jest mnóstwo wspaniałych miejsc, które oszałamiają swą oryginalnością. Różnorodność jest najpiękniejsza.
A co Pana najbardziej poruszyło, zbulwersowało?
Hm, opowiem Panu taką historię. Kiedyś z kolegami lecieliśmy na występ do Japonii. Wskutek jakiejś usterki musieliśmy przymusowo lądować w Indiach, w stolicy kraju – Delhi. Na lotnisku załadowano nas do autokarów i pojechaliśmy w kierunku hotelu. Po drodze widzieliśmy te wszystkie biedne dzieci wraz z rodzicami, którzy mieszkali na ulicach. Wielu z nich było chorych, niektórzy nawet na trąd. Widać to było po ich zdeformowanych kończynach. W końcu dojechaliśmy do hotelu. Otwierają się przed nami drzwi, a my stoimy jak zamurowani. Wszędzie jakieś złocenia, ozdoby, wykwintne jedzenie, podczas gdy po drugiej stronie ulicy ludzie żyją za mniej niż dolara dziennie. Świat jest bardzo piękny, ale też i bardzo okrutny.
Jak tą rozłąkę znosiła Pana rodzina? Musiało to być dość uciążliwe.
Rzeczywiście, najtrudniejsza była rozłąka. Moja żona jednak to rozumiała. Jak każdy potrzebowaliśmy pieniędzy. Nie mogłem zabrać ze sobą rodziny, zawsze ktoś w kraju musiał zostać. To tak na wypadek, gdyby komuś zachciało się „przedłużenia” wakacji. Pamiętam, że mój pierwszy syn urodził się, podczas gdy ja byłem na występach w Szwecji. Jednak święta starałem się zawsze spędzić z rodziną. To jest taki moment w roku, kiedy trzeba być razem.
Poza tym nie potrafiłem zaakceptować ”tamtych świąt”, szczególnie Bożego Narodzenia. Jeśli na statku byli jacyś Polacy to jeszcze się dało świętować. Zawsze były tradycyjne potrawy, kolędy i opłatek. Były jednak takie okresy, kiedy święta spędzałem w egzotycznych miejscach. Brakowało tej naszej, polskiej atmosfery. Do tego jeszcze widziałem „mikołaje”, które paradowały w czerwonych kożuchach w trzydziestostopniowym upale. Dla mnie było to coś niepojętego. Odpowiadając na Pana pytanie, to moja rodzina dość dobrze zniosła mój tryb życia. Na pewno było to ciężkie dla obu stron, ale wspólnie przez to przebrnęliśmy. Potem mogliśmy już razem wyjeżdżać za granicę na wczasy.
Pewnie jest Pan zadowolony z tego, że został Pan muzykiem. Gdyby nie ten wybór, to może nie miałby Pan tak bogatego życiorysu?
Tak, dziś z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że jestem usatysfakcjonowany swoim wyborem. Przeżyłem swoje życie dokładnie tak, jak chciałem. Zwiedziłem prawie cały świat, a przede wszystkim dorobiłem się wspaniałej rodziny. Cieszy mnie jeszcze to, że wciąż mam siły aby realizować swoją pasję, jaką jest muzyka. Mogę dzięki niej mieć cały czas kontakt z wspaniałymi, niezwykle uzdolnionymi, młodymi ludźmi. Gdybym urodził się ponownie, dokonałbym tego samego wyboru.
Dziękuję za rozmowę.
Ależ proszę uprzejmie.
fajny ten Pan Lothar :) z wyglądu przypomina mi mojego zakręconego wykładowcę z filozofii! Jak dwie krople wody! :)