- Najbardziej się cieszę, kiedy wszystko dobrze się kończy, poród przebiega bez zakłóceń, a na świat przychodzi zdrowe dziecko. To jest najważniejsze – mówi o swojej pracy lek. med. Wiesław Koper, ordynator oddziału ginekologiczno – położniczego Szpitala nr 2 w Żorach.
Dariusz Szymura: Ile porodów Pan przyjął?
Wiesław Koper: (Uśmiech). Tego się nie da policzyć. Nie prowadzimy statystyk, kto przyjął najwięcej porodów. Pracuje już 25 lat w tym zawodzie i nie jestem w stanie podać Panu konkretnych liczb.
To może pamięta Pan swój pierwszy przyjęty poród?
Oczywiście. Byłem wówczas na czwartym roku studiów i odbywałem staż w szpitalu. Najpierw rodziła szesnastoletnia dziewczyna, a parę godzin później 38 – letnia pierwiastka, czyli kobieta, która rodzi po raz pierwszy. Takie przypadki należały wtedy do rzadkości, dziś są już normą. Pamiętam też swój pierwszy dyżur jako lekarz. Tego dnia było aż dwanaście porodów. Nigdy więcej nie było ich aż tyle.
Czy ojcowie chcą być obecni przy narodzinach dziecka?
Tak. Coraz częściej ojcowie chcą być przy tym, jak ich żona, partnerka rodzi. Kiedyś ze względów sanitarnych było to zakazane. Dziś jest to nawet zalecane, aby rodząca kobieta miała w tym momencie przy sobie kogoś bliskiego. Nie zawsze musi to być przyszły tata. Może to być koleżanka, siostra, matka. Ważna jest psychiczna bliskość, to bardzo pomaga. Bardzo dobrze jest, gdy przyszły ojciec chodzi z żoną do szkoły rodzenia. Wystarczy, że przynajmniej raz będzie na zajęciach, a już wie jak zachować się w czasie porodu. Oczywiście nie wszyscy ojcowie chcą przy tym być . Są tacy, którzy wolą tego nie oglądać. To też naturalny odruch.
Czy są jeszcze jakieś nowe trendy?
Jak najbardziej. Oprócz wcześniej wymienionych porodów rodzinnych, jest też tzw. system rooming in, polegający na tym, że noworodek większą część czasu spędza z matką. Tu także chodzi o psychiczną bliskość, kontakt dziecka z kochającą go osobą. Ponadto wzrosła liczba cięć cesarskich, głównie wskutek zaleceń lekarskich. Coraz więcej kobiet chodzi do szkoły rodzenia i jest bardziej świadomych tego, co robić podczas porodu. Aczkolwiek muszę przyznać, że procent uczęszczających jest wciąż za niski. Coraz więcej jest także kobiet, które rodzą pierwsze dziecko po czterdziestce. Ostatnio pojawił się taki obyczaj, aby pozwolić ojcom przecinać pępowinę dziecka. Kiedyś to było nie do pomyślenia. Generalnie poprawiły się warunki sanitarne, jest lepsza infrastruktura, w porównaniu do czasów, w których ja zaczynałem pracować, wszystko zmieniło się o 180 stopni. To co robiliśmy kiedyś, to już historia położnictwa.
Czy te odbieranie porodów nie jest już dla Pana rutyną?
Absolutnie nie. Każdy poród jest inny. Może on trwać od kilku do nawet kilkunastu godzin, zależnie od tego, czy kobieta jest pierwiastką czy wieloródką (rodziła już wcześniej). U pierwiastki może to właśnie trwać kilkanaście godzin, ale nie musi. Jeśli chodzi o moje osobiste odczucia, to w żadnym wypadku nie jest to dla mnie rutyna, czy też nuda. Moja praca daje mi wiele satysfakcji. Najbardziej cieszy mnie to jak wszystko przebiega bez zakłóceń i możemy odebrać zdrowe dziecko. W końcu o to w tym chodzi.
Ile mniej więcej porodów przyjmujecie w roku?
Kiedy zaczynałem pracę było to około dwa tysiące porodów rocznie. Wówczas w Żorach był wyż demograficzny, przyjeżdżało dużo młodych małżeństw i stąd taka wysoka liczba. Dla nas to był horror. Jakby to przeliczyć, to jest to ponad 5 porodów dziennie. Aktualnie poziom ten oscyluje wokół 800 porodów na rok i widać tendencję wzrostową.
Chciałby Pan coś dodać na zakończenie?
Przede wszystkim chciałbym pochwalić swój zespół. Mamy położne z wieloletnim doświadczeniem, świetnych lekarzy. Dysponujemy dobrymi warunkami sanitarnymi. Sądzę, że to wszystko.
Dziękuję za rozmowę.
Proszę uprzejmie.
Nie wierze ze cos takiego mozna pisac o tym zespole, to chyba jakis zart.W zyciu nie chcialabym rodzic w Zorach.Chyba nie znam ani jednej osoby rodzacej w Zorach, ktora bylaby zadowolona z opieki w tym szpitalu-koszmar.
a ja rodziłam i jestem zadowolona w 100%,miałam świetną położną która mi bardzo dużo pomogła,ale tak samo po porodzie mogłam liczyć na pomoc pielęgniarek,to chyba trzeba dobrze trafic:)miałam akurat to szczęście:)
Ja rodzilam w tym szpitalu rok temu przed porodem ytalam sie polzne czy moj maz mze byc przy porodzie i powiedziala ze tak a jak juz mialam silne bole i bylam na porodowce i dzwonilam d niego zeby przyjechal to sie okazalo ze polozna i lekarz sie nie zgodzili zeby maz byl przy mnie.Ptem pytalam sie innych kobiet ktore tez rodzily i przy wszystkich byl maz tylko w moim przypadku sie nie zgodzili.Nigdy im tego nie wybacze!!
Muszę przyznać że ja jestem zaskoczona ale nie samym wywiadem tylko komentarzem "zaskoczonej" i "zawiedzionej". Otóż już dwa razy rodziłam w Żorach i nie wyobrażam sobie jechać do innego miasta skoro u nas jest taka FACHOWA OPIEKA. Mój ostatni pobyt na porodówce był w tym roku i uważam że położne na porodówce, na oddziale położniczym i ginekologicznym oraz Panie na noworodkach to najbardziej oddane swojej pracy osoby jakie spotkałam w ostatnich latach na swojej drodze. Mam tylko jedno "ALE" - Panie ordynatorze praca położnej na porodówce to ogromna odpowiedzialność osobiście uważam, że jedna położna na dyżuże to stanowczo za mało :(
Właśnie wróciłam ze szpitala w Żorach. Jestem 5 dni po terminie. Do szpitala trafiłam ze skierowaniem do wywołania porodu w terminie z powodu cukrzycy. Ten szpital można określić jednym słowem: RZEŹNIA. Szpital nie ma podstawowych leków. Rodząca nie może liczyć na żadną pomoc farmaceutyczną, szycie po porodzie metodą: NA ŻYWCA!!! Nie ma znieczulenia, nie ma środków wywołujących poród, jak np: oksytocyna czy środek na zmiękczenie szyjki macicy. Pacjentki leżące na podtrzymaniu we wczesnej ciąży nie mogą liczyć na odpowiednie leki rozkurczowe czy potrzebne kroplówki, bo szpital nie ma pieniędzy na leki. Jednym słowem MASAKRA. Mogłabym na ten temat napisać cały referat - tyle przez 5 dni się naoglądałam. Jeśli trafisz do szpitala ze skurczami i poród odbędzie się w sposób naturalny i bez komplikacji - to możesz być zadowolona, ale jeśli pojawią się jakiekolwiek komplikacje - nie możesz liczyć na pomoc - samo weszło, samo wyjdzie - tak uważa ordynator. Jak również słowa ordynatora: ciążę można przenosić 5 tygodni. Dziewczyny - dla swojego własnego i dzidziusia bezpieczeństwa - omijajcie ten szpital z daleka.
a ja rodzilam w Żorach 6 lat temu i 2 lata temu i nie moge nic zlego powiedziec na lekarzy i pielęgniarki a wiadomo ze jak kobieta rodzi to wszystko ją denerwuje wiec czepia sie wszystkiego....polożne tez są ok...Pani Joanna Konsek,Pani Joanna Fajdek i cala reszta....Pan ordynator tez jest bardzo mili i nie chcialabym rodzic w innym szpitalu...
nigdy nie będę rodzić w Żorach! bo jeszcze natrafię na dyżur pani Fajdek... i co wtedy? przeżyję największy koszmar w swoim życiu!
To może po prostu nie dawajcie d.....i nie będzie problemu z rodzeniem??
czy ktoś wie czy jest możliwość wynajęcia położnej do porodu w szpitalu w żorach - czy coś takiego w ogóle jest???????
Super odzial,bardzo mily personel.Jestem krutko po operacji ginekologicznej,czuje sie od poczatku bardzo dobrze.Dziekuje dr.Koprowi i calemu personelowi za mila i fachowa opieke.