W listopadzie czekają nas wybory samorządowe. Jakie warunki trzeba spełnić, żeby zostać radnym, jak przygotować się do wyborów? Jak najlepiej przeprowadzić kampanię?
Prawda numer jeden – aby mieć realne szanse na zasilenie składu Rady Miasta, trzeba być rozpoznawalnym w swojej dzielnicy. Wskazane jest działanie np. w osiedlowych komitetach czy radach dzielnic. Można protestować przeciwko dziurawym drogom i chodnikom, czy psim kupom na trawnikach – ważne, żeby nasza osoba nie była anonimowa. Oczywiście najlepiej startować w swojej dzielnicy, bo zjednanie sobie wyborców w innej będzie trudniejsze, a i tak może nie przynieść pożądanych rezultatów. Bywa też, że kandydat na radnego zasila listę w innym okręgu, gdyż w swojej dzielnicy z różnych względów może nie osiągnąć spodziewanego wyniku.
Jak pokazuje praktyka, do rady często wchodzą lekarze i nauczyciele – licznie reprezentowane w radach miast grupy zawodowe - osoby rozpoznawalne, zawdzięczające popularność głównie swojej aktywności zawodowej, nie zawsze zaangażowane w działalność społeczną. Znajomość zasad, którymi rządzi się samorząd terytorialny, również w niektórych przypadkach pozostawia wiele do życzenia. Ale w końcu wszystkiego można nauczyć się, sprawując już funkcję radnego.
Swoje szanse zwiększymy, będąc członkiem określonej partii politycznej. Partie często same “wyłapują” interesujących je kandydatów, którzy w przyszłości mogą figurować na liście wyborczej danego komitetu. Sami również możemy wstąpić w szeregi ugrupowania, odpowiednio motywując tę decyzję. Na pewno łatwiej jest tym, którzy są cenieni i dobrze znani w swoim mieście.
To, że jesteśmy członkami partii, nie znaczy jeszcze, że zostaniemy wpisani na jej listę. Najpierw musimy się wykazać – angażować w sprawy mieszkańców miasta, aktywnie działać na rzecz ugrupowania. Często zaczyna się od zbierania podpisów pod nazwiskiem kandydata, rozlepiania plakatów, itp. Jeśli już damy się poznać z jak najlepszej strony, mamy coś do powiedzenia i jesteśmy znani w lokalnej społeczności – bardzo prawdopodobne jest, że zostaniemy kandydatem danego komitetu.
Ostatni będą pierwszymi...
Właśnie komitet wyborczy decyduje o tym, który kandydat zajmie określone miejsce na liście. Najkorzystniejsze są pierwsze miejsca, jednak zdarza się, że również kandydaci znajdujący się na końcu listy, dostają się do Rady Miasta. Wynika to z dwóch czynników. Po pierwsze – będąc osobowością czy autorytetem, miejsce na liście tak naprawdę nie gra roli, choć w praktyce kandydaci świadomi swojego wyborczego potencjału rzadko godzą się na miejsce w środku listy. Po drugie – część wyborców głosuje nie na daną osobę, a na ugrupowanie. W związku z tym niektórzy wybierają pierwszą osobę z listy, sądząc, że ma największe szanse, inni zaś zakreślają nazwisko ostatniego kandydata - “bo ten pierwszy i tak się dostanie”. Idąc tym tropem, najmniej widoczne są nazwiska ze środka listy. Być „pierwszym z brzegu” - to w tym przypadku nikomu nie uwłacza.
Zgodnie z Ordynacją Wyborczą do Rad Gmin, Powiatów i Sejmików Województw, prawo wybieralności do danej rady, ma każdy obywatel Polski lub Unii Europejskiej, na stałe zamieszkujący na obszarze działania danej rady, który najpóźniej w dniu wyborów kończy 18 lat. Liczbę członków danej rady ustala wojewoda – w Żorach jest to 23 radnych.
Dany komitet wyborczy może zgłosić w każdym okręgu wyborczym tylko jedną listę kandydatów. W gminie liczącej powyżej 20 tys. mieszkańców, lista musi być poparta podpisami co najmniej 150 wyborców i nie może zawierać mniej niż 5 nazwisk kandydatów. Liczba kandydatów nie może przekraczać dwukrotności liczby radnych, wybieranych w danym okręgu. Kandydować można tylko w jednym okręgu wyborczym i tylko z jednej listy kandydatów.
W większych gminach, podziału mandatów pomiędzy listy kandydatów dokonuje się w systemie proporcjonalnym, tzw. metodą d Hondta, a uczestniczą w nim listy, na które oddano co najmniej 5 procent ważnych głosów. Ta metoda przeliczania polega na dzieleniu ważnych głosów oddanych na daną partię, przez kolejne liczby naturalne (1, 2, 3, 4...) tyle razy, ile jest mandatów do obsadzenia w danym okręgu. Mandaty zdobywają partie, które mają największy iloraz.
Kampanię czas zacząć!
Jeśli już znajdziemy się na liście wyborczej, czas pomyśleć o kampanii - wszak dobra reklama jest dźwignią handlu. A jest o co walczyć – w końcu dieta radnego to ponad 900 zł miesięcznie. Sposobów na wypromowanie swojej osoby jest mnóstwo i tylko od nas zależy, na który się zdecydujemy. Oczywiście nasze kampanijne założenia nie powinny odbiegać zbytnio od ogólnych założeń partii. W żorskich realiach dotychczas najlepiej sprawdzały się festyny – z obowiązkową grillowaną kiełbaską i balonami dla dzieci, a także reklama w Gazecie Żorskiej i na portalu żory24.pl oraz rozdawanie ulotek i rozlepianie plakatów ze swoją, najlepiej uśmiechniętą twarzą i hasłem wyborczym. Coraz częściej kandydaci decydują się jednak na prowadzenie bloga i własnej strony internetowej. Być może właśnie te metody będą teraz najbardziej popularne, a tradycyjne pikniki rodzinne odejdą w zapomnienie.
Najskuteczniejsza, ale też najbardziej czasochłonna, jest metoda zwana “door to door”, czyli chodzenie od drzwi do drzwi. Dzięki temu wyborcy mają okazję lepiej poznać kandydata, który przedstawia się i ucina sobie z nimi krótką pogawędkę, o ile oczywiście dostanie taką szansę. “Door to door” stosuje m.in. radny Dariusz Domański – jak pokazały wyniki wyborów sprzed 4 lat – z całkiem dobrym skutkiem. Startując z listy KW PiS, Dariusz Domański zdobył najwięcej (445) głosów w swoim okręgu wyborczym.
Metodę tę w ostatnich wyborach wykorzystał też Wojciech Maroszek, który odwiedzając prawie 800 mieszkań w Żorach, chciał zdobyć głosy w walce o prezydenturę. W I turze otrzymał 3725 głosów (21,66 procent poparcia), co umożliwiło mu wejście do II tury, razem z Waldemarem Sochą (6059 głosów, 35,23 procent). Ostatecznie jednak dotychczasowy prezydent pozostał na stanowisku na kolejną kadencję, zdobywając ok. 300 głosów więcej niż w I turze. Maroszek poprawił swój wynik o ponad 1000 – otrzymał 4831 głosów.
W pozostałych okręgach, najwięcej głosów zdobyli: Kazimierz Dajka (508) z KW Wspólne Żory, Piotr Kosztyła (366) z KW Żorskie Porozumienie i W. Socha i Kamil Owczarek (395) z KW PiS. Na drugich miejscach znaleźli się Krzysztof Mentlik (328) z KW PiS, Jacek Arasim (372) z KW PO RP, Barbara Fiedor (319) z KW Żorskie Porozumienie i W. Socha i Jadwiga Kempny (477) z tego samego komitetu. Do rady weszli również: Wojciech Kałuża, Jan Kołodziej, Daniel Wawrzyczek, Zenon Hebda, Leszek Hoderny, Andrzej Bielawski, Joachim Grzonka, Michał Miłek, Weronika Pawlicka, Kazimierz Dajka, Krzysztof Kurek, Zygmunt Łukaszczyk, Józef Sobik oraz Marian Wańczura.
Jakie metody walki o głosy wyborców będą najchętniej wykorzystywane w najbliższej kampanii i jaki skutek wywołają? Przekonamy się już jesienią. Ola Kowol