Adrenalina, szybsze bicie serca, radość z każdego przejechanego kilometra. Janusz i Ireneusz Łasa, ojciec i syn, z zawodu kierowcy ciężarówek, po pracy przesiadają się do rajdowej osobówki. Przyznają, że możliwość realizacji swojej pasji zawdzięczają żonom, które ich sponsorują.
Pan Ireneusz po raz pierwszy startował w rajdzie samochodowym 12 lat temu na miejscu kierowcy. W zeszłym roku wrócił na trasę, tym razem z ojcem w roli pilota u boku. To właśnie tata zaszczepił w panu Ireneuszu miłość do rajdów i szybkich samochodów. Chętnie sam zasiadłby za kierownicą, ale jak mówi – niech młodszy się wykaże. Panowie należą do Automobilklubu "Ślązak" w Rydułtowach i biorą udział w Amatorskich Rajdach Samochodowych o Mistrzostwo Subregionu Zachodniego Województwa Śląskiego. Ostatni sezon traktowali zapoznawczo. - To czas, by dotrzeć się z pilotem, zaaklimatyzować się – wyjaśnia pan Irek. Obaj dodają, że już samo zakończenie trasy było dla nich wielkim sukcesem, a rajdy świetnym treningiem. - Każdy kolejny kilometr był super!
Rajdy są dla nich odskocznią od codzienności. Prowadzeniem ciężarówek zarabiają na życie, ale to na rajdach mogą wcisnąć gaz do dechy. - Tylko wtedy możemy się wyżyć – śmieją się. - Z chwilą startu, skacze adrenalina, serce wali jak młot, ręce mokre. I to jest to! - podkreśla Janusz Łasa. Dobrej zabawie sprzyja miła atmosfera, piknikowy wręcz charakter rajdów, wzajemne wsparcie i pomoc zawodników, którzy poza trasą pożyczają sobie narzędzia i życzą powodzenia. - Dopiero na starcie zaczyna się zacięta rywalizacja. Wtedy każdy idzie na całość – mówi pan Irek. We współpracy kierowcy i pilota najważniejsze jest wyczucie właściwego tempa dyktowania, by w odpowiednim czasie uprzedzić o zakręcie czy przeszkodzie. Największa trudność polega na zgraniu się kierowcy z pilotem. - To podstawa sukcesu – zaznacza pan Janusz. - Musimy połączyć bezpieczną jazdę, ze skuteczną i przyjemną. Ma być szybko i efektywnie, z osiągnięciem dobrego wyniku. Szczęśliwie, panowie zakończyli ubiegłoroczny sezon bez poważnych wypadków na koncie. Jak mówią, obawa zawsze jest. - W trakcie jazdy ojciec nie ma jednak czasu o tym myśleć, a ja jestem skupiony na tym, by dobrze wejść w zakręt – mówi młodszy z panów. Jak obaj zgodnie przyznają, przed nimi jeszcze kilometry nauki.
Panowie Łasa finansowani są w dużej mierze z budżetu domowego. To pani Iwona – żona pana Janusza oraz pani Iza – żona pana Irka, zajmują się wygospodarowaniem funduszy na hobby swoich mężów. - Wykładają pieniążki na przygotowanie auta, paliwo... To nasi główni sponsorzy – uśmiechają się rajdowcy. Od jakiegoś czasu panie towarzyszą mężom – Iza kręci filmy z rajdów, a Iwona je montuje. - Dopóki nie miały udziału, trochę się sprzeciwiały. Ale wystarczyło je zaangażować, by zmieniły zdanie. To dzięki oszczędnościom wybranek serca, panowie mogli pod koniec sezonu kupić Opla Kadetta, przystosowanego do rajdów. Wcześniej ścigali się domowym autem tej samej marki. - Na potrzeby zawodów wyciągaliśmy środek, żeby samochód był bardziej lekki. Okazyjnie trafił nam się sportowy samochód, który oprócz klatki bezpieczeństwa, miał wszystko, co konieczne w rajdowym aucie – szerokie pasy szelkowe, solidną konstrukcję, odpowiedni osprzęt i siedzenia – wspomina pan Ireneusz. W remoncie auta pomógł pracodawca, który użyczył hali i sprzętu. - Nasz szef bardzo nas wspomaga. Idzie nam na rękę – daje wolne w pracy, zapewnia zaplecze techniczne, sponsoruje. Raz nawet nam towarzyszył. Jest fanem sportów motorowych, szczególnie żużla. Dwuletni syn pana Irka – Sebastian, odziedziczył po tacie i dziadku żyłkę do szybkich samochodów. - Świata poza autami nie widzi! - cieszy się dumny dziadek. Tylko pięcioletnia córka Martyna nie podziela tych zainteresowań. - Zatyka uszy, jak słyszy ryk silnika. Ale zawsze życzy nam zwycięstwa i pucharu. Gdy pogoda dopisuje, dzieci jadą na zawody osobiście dopingować tatę i dziadka, jeśli nie – zostają w domu z babcią.
Nasi rajdowcy chcieliby w przyszłości wspomóc Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. Za wylicytowaną kwotę, można będzie przejechać się ich rajdowym samochodem na miejscu pasażera. W akcję włączą się też inne żorskie załogi. - To by była taka nasza cegiełka. Owsiakowi można by pomóc, a dla nas będzie to trening, możliwość wykazania się i pozyskania sponsorów – tłumaczy pan Janusz.
Ireneusz i Janusz Łasa swój pierwszy sezon rajdowy zakończyli z następującymi wynikami: w klasie III (pojemność od 1250 cm3 do 1600 cm3) uzyskali 10 miejsce na 25 załóg, natomiast w klasie IV (od 1601 cm3 do 2000 cm3) na 19 załóg uplasowali się na 13 miejscu. - W nadchodzącym sezonie postaramy się coś wywalczyć. Pojedziemy pełnym ogniem! - zapowiadają. Sezon 2011 rusza już w kwietniu. Patrycja Cieślak-Starowicz
Janusz i Ireneusz Łasa dziękują sponsorom: firmie transportowej „Trans-stal”, stacji kontroli pojazdów „Rocar” z Czerwionki-Leszczyn, firmie Diesel-Serwis z Przegędzy i Plan-Servis z Bytomia.
zdj. arch. prywatne
Rajd w Żorach, 11 listopada 2010 r., zdj. mjk
Chłopaki oby tak dalej.Życzę powodzenia i zwycięstw w sezonie 2011.
I tak trzymajcie chłopaki wszystkiego dobrego w następnych sezonach.
a sponsorzy z Żor gdzie są?
Gratulacje Panowie. Tak dalej :)
trzymam kciuki, Irek daj czadu :-)
No, panowie życzę powodzenia w tym sezonie. Do zobaczenia na najbliższych eliminacjach. Szkoda tylko, że ars w Żorach jest tylko raz do roku... :))