Po drugiej już, nieudanej próbie samobójczej, której zapobiegli policyjni negocjatorzy, 40-latek z Kleszczówki wspiął się na słup stacji transformatorowej i poparzony od pasa w dół, trafił do szpitala w Siemianowicach.
Mężczyzna dwukrotnie próbował powiesić się na drzewie, za każdym razem działając w ten sam sposób. 24 marca zadzwonił na komendę, powiadamiając o swoim zamiarze. Wówczas negocjatorzy i psycholodzy odwiedli go od samobójstwa. W poniedziałek ponownie próbował targnąć się na swoje życie, o czym wcześniej poinformował policję, wskazując dokładne miejsce. Funkcjonariusze zastali go w rejonie ul. Bocznej z pętlą na szyi na 15-metrowym drzewie, do gałęzi którego przywiązał sznur. Sytuacja była dramatyczna, ponieważ mężczyzna w każdej chwili mógł skoczyć. Tym razem negocjacje trwały aż cztery godziny, po których 40-latka udało się wreszcie przekonać, by zszedł z drzewa. - Niedługo po tym, jak zabrano go do karetki, uciekł z niej i pobiegł w stronę stacji transformatorowej – relacjonuje Kamila Siedlarz, rzecznik policji. Wyrywając wcześniej z ogrodzenia metalowy pręt, wspiął się z nim na słup pod napięciem 110 tysięcy Volt. Ułamek sekundy wystarczył, by doszło do wyładowania. Mężczyzna został poparzony łukiem elektrycznym, zapalił się od pasa w dół i spadł ze słupa na ziemię. Po udzieleniu mu pierwszej pomocy, z licznymi oparzeniami został przewieziony do kliniki w Siemianowicach Śląskich. pc-s
może po pierwszej próbie należało go zabrac do szpitala psychiatrycznego..? moze nie ma rodziny:(
po cholere zadzwonił na policje. Czysty egoista, który ma w gdzieś sprawy innych ludzi w tym policji.
Był w szpitalu ale mu nie pomogli. Ktoś kto chce popełnić samobójstwo nie szuka towarzystwa, ani rozgłosu a wręcz ustronnego miejsca. Wygląda jak wołanie o pomoc i zwrócenie na siebie uwagi. Nie nam oceniać.....
też tam mysle,to wołąnie o pomoc-to straszne co przezywają Ci ludzie.Cieszymy się z tego co mamy .
a teraz powinien oddać sprawe do sądu za to że policja go uratowała i ma poparzone ciało, i dostanie odszkodowanie od państwa. bo była już taka sprawa
TERAZ BĘDZIE CIERPIAŁ DO KOŃCA ŻYCIA, I PO CO MU TO BYŁO?
DLA SAMOBÓJCÓW NIE MA RATUNKU, PRĘDZEJ CZY PÓŹNIEJ I TAK SIE ZABIJE.
Tak czy owak biedny człowiek. :( Tymbardziej mi Go żal, że piszecie nieprawdę. Nie było żadnego pręta z ogrodzenia i wspinania sie na słup. Biedak wszedł za ogrodzenie ochronne izolatora i tam doznał porażenia łukiem elektrycznym, który jednocześnie Go odrzucił i zapalił.
mozna wiedziec skad to wiesz ??byles tam??
Wiem to od naocznego świadka ,będącego wówczas na terenie swojej działki nieopodal.
To fakt że piszą nieprawdę facet stał na ziemi tak jak pisze widz widziałam na własne oczy. I nie rozumiem jak mógł im uciec z karetki toż to jakaś totalna porażka.
Już po pierwszej próbie powinni go wsadzić na gliwicką. Powaliło ich żeby go puszczać?