Kołocz dla tych co wiedzą i co jeszcze nie wiedzą, co to jest szmaterlok.
- Każdy z nas niezależnie od tego skąd pochodzi ma potrzebę zakotwiczenia się – mówił wiceminister rozwoju regionalnego, Adam Zdziebło podczas festiwalu kołocza swojskiego tuż przed ogłoszeniem wyniku konkursu na najlepszy tradycyjny wypiek. - To silna potrzeba, która tkwi w każdym z nas. Mieszkamy na Śląsku, chcemy więc poznać jego historię i tradycje... . A kto ma wiedzieć, jak nie my, jak jest po śląsku motyl, na przykład.
III Regionalny Festiwal Kołocza Śląskiego odbył się w niedzielę 22 września i tak jak poprzednie festiwale - na terenie przed halą sportową przy ul. Folwareckiej. Wygląda na to, że formuła imprezy: konkurs na najsmaczniejsze najbardziej popularne na Śląsku ciasto, któremu towarzyszą występy amatorskich zespołów ludowych i kabaretów, sprawdziła się. Ludzi z roku na rok przychodzi coraz więcej i w związku z tym niestety ciasta jest jakby mniej. Nieważne czy z serem, z makiem czy jabłkami, albo tak jak w tym roku - z "szekuladom" – trza przyjść zaroz, bo gibko sie traci – usłyszęliśmy od jednej z gospodyń przy stole nakrytym sztrykowanymi serwetkami.
Kołocz oprócz tego, że świeży, jaki powinien być? - zapytaliśmy wiceministra, który wraz z ulubionym kucharzem Ślązaków, Remigiuszem Rączką, skosztował co najmniej 60 rodzajów tego ciasta, próbując wybrać ten najlepszy. - Przede wszystkim dobry. Tyle tylko potrafię powiedzieć – przyznał Adam Zdziebło – czy jest dobry, czy niedobry. Na domiar wszystkiego, każdy mi dzisiaj smakował.
Do konkursu na najlepszy tradycyjny wypiek stanęły koła gospodyń wiejskich z Osin, Rownia i Roju w Żorach, a także z Boguszowic, Gotartowic, Ligoty, Kokoszyc, Radlina, Krzyżanowic, Moszczenicy, Boryni, Jejkowic, Kornowaca, Ruptawy i Czerwionki-Leszczyn. Niektóre miejscowości "wystawiły" więcej niż jedną reprezentację, na przykład: Jejkowice i Krzyżanowice – po dwie, a Kornowac aż trzy. Ciasta było więc w brud, a i tak po pół godzinie od chwili oficjalnego otwarcia imprezy, można było dostać już tylko kołocz z makiem. Pomimo nie najlepszej pogody, ludzi przyszło tyle że, ze stoisk ustawionych wzdłuż ścian namiotu, w którym zimą MOSiR otwiera lodowisko, ciasto zniknęło niemal w mgnieniu oka.
Trwało jeszcze komisyjne mlackanie: jurorzy smakowali, oglądali i sprawdzali sprężystość wypieków, kiedy pani Teresie z osiedla Korfantego udało się wydostać z namiotu z trofeum w postaci dwóch kawałków różnych kołoczy w foliwej torbie. - Kupiłam sobie do kawy – mówiła zadowolona. - Pieniądze idą na hospicjum, to co mi tam... . Nie było też miejsca na ławkach ustawionych rzędami przed sceną. Na widowni przeważali starsi ludzie i sądząc po oklaskach, jakimi nagradzali zespoły i kabarety kół gospodyń, świetnie się bawili.
- Cieszę się, że Festiwal Kołocza przyjął się wśród naszych mieszkańców. Widać, że są zadowoleni – mówił Adam Zdziebło. - Udało nam się zachęcić ich do wyjścia z domów i innego rodzaju zabawy. Widocznie była taka potrzeba. Goszczą u nas panie z kół gospodyń wiejskich z całej południowo-zachodniej części województwa - najróżniejsze rodzaje kołocza, piękne śląskie stroje, różne formy wyrazu w prezentowanych na scenie przedstawieniach... Widać, że śląska kultura – nasza – a nie mam tu na myśli tylko tych, którzy mieszkają tu od pokoleń – żyje i ma się całkiem nieźle. Ten festiwal i kołocz to tylko pretekst, by się spotkać, i "pogodać" sobie trochę.
- Musza wom sie przyznać, łokropnie mi sie tukej podobo – mówił po naszymu Remigiusz Rączka, który ogłosił werdykt jury. - Jeronie, co my sie tu nakosztowali... .
Pierwsze miejsce ex aeuquo przyznano kołom gospodyń z Moszczenicy i Osin, drugie – Kokoszycom. Nagrodę za wystrój stoiska przyznano paniom z Pogrzebnicy.
Joanna Cyganek
Na zdj.: Wiceminister Adam Zdziebło wśród pań ze śląskich kół gospodyń biorących udział w tegorocznym żorskim festiwalu kołocza.