Wszyscy w świetnych humorach, a co poniektórzy – z gitarami w ręku, czekali na rozpoczęcie biesiady szantowej - pierwszej imprezy w ramach tegorocznego SARI.
Jak się okazało – było warto. Przy wejściu do sali każdy mógł zaopatrzyć się w prowiant na kilka godzin zabawy – do wyboru: grochówka, golonka i bigos. Nie zabrakło również schłodzonego piwa – jakże niezbędnego do przepłukania gardła – w końcu śpiewania było co niemiara. Organizatorzy zadbali o każdy szczegół – publiczność zasiadła przy drewnianych ławach, na których rozstawiono świeży, chrupiący chleb i pachnący smalec. Każdy czuł się jak w gronie starych, dobrych znajomych.
W piątkowy wieczór, w MOK-u, zgromadzili się młodsi i starsi amatorzy żeglarskich pieśni. Tuż przed 19.00 tamtejszy hall pękał w szwach. Na początku, o wprowadzenie w żeglarski klimat, zadbała grupa młodzieży, wyśpiewując m.in. Hej, żeglujże żeglarzu, z repertuaru Maryli Rodowicz. Następnie przyszła pora na występ pierwszego tego wieczora zespołu – Mordewind. Prowadzący, Tomasz Lenard, zapowiedział ich jako słynących z własnego brzmienia i oryginalnego klimatu.
Mordewind porwał publiczność. Przed każdym utworem, artyści zdradzali, o czym on opowiada, wprowadzali w klimat, opisując np. sztorm na morzu lub odpoczynek po ciężkim dniu na statku. Zespół rozruszał wszystkich, z prowadzącym włącznie. - Nie mogłem się powstrzymać – tłumaczył potem Tomasz Lenrad. - Pewnie o tym nie wiecie, ale Kurczak (jeden z członków zespołu) upił irlandzkiego autora tego kawałka, żeby mu go przetłumaczył. Był napisany taką łamaną angielszczyzną, że bez tego nie dałoby rady. Ale jak widzicie, Kurczak temu zaradził – dodał żartem.
Nie obyło się bez bisów. W przerwie, kiedy zespół przygotowywał się do kolejnego utworu, Lenard krzyknął ze sceny – Wyciągnijcie te gitary, bo za chwilę będzie bisik! Nikogo nie trzeba było długo namawiać – dzielni panowie wzięli gitary w dłoń i razem z Mordewindem odegrali znany żeglarski kawałek. Po chwili zawtórowała im cała sala, wyśpiewując z nutką tęsknoty w głosie: Gdzie ta keja, przy niej ten jacht...? Gdzie ta koja, wymarzona w snach?Gdzie te wszystkie sznurki od tych szmat? Gdzie ta brama na szeroki świat...?
Uczestnicy biesiady szantowej tak się rozśpiewali, że bawili się również w oczekiwaniu na kolejnych wykonawców. Zrobiło się bardzo swojsko, zwłaszcza, kiedy rozbrzmiały znajome dźwięki: Na Mazury, Mazury, Mazury, popływamy tą łajbą z tektury. Tam, gdzie fale nas bujają, gdzie się ludzie opalają, wschody słońca piękne są i komary w d... tną. Najaktywniejsi biesiadnicy zostali nagrodzeni koszulkami z logo SARI.
Po Mordewindzie wystąpili Sąsiedzi – zespół grający folk i śpiewający szanty. Prowadzący, w swojej zapowiedzi pochwalił technikę śpiewu występującej w zespole Dominiki Płonki i puszczając oko do publiczności, dodał: - Moja nauczycielka mówiła, że nawet kiedy będę miał 42 stopnie gorączki, to wstanę i zaśpiewam. I tak też było – wstawałem, śpiewałem. Nie śpiewałem tylko wtedy, kiedy już naprawdę nie byłem w stanie. Sąsiedzi inspirują się głównie muzyką Bretanii, Irlandii, Szkocji, a także folklorem śląskim. Oryginalne brzmienia przypadły do gustu publiczności.
Największą gwiazdą tegorocznej biesiady szantowej były Ryczące Dwudziestki. Choć tych „pięciu wspaniałych” dwudziestkę przekroczyło już jakiś czas temu, wciąż nie można odmówić im werwy. Zespół czarował publiczność charakterystycznym tylko sobie brzmieniem - m.in. nowymi wersjami znanych szant. Zabawa trwała w najlepsze do późnych godzin wieczornych. Uczestnicy biesiady byli zachwyceni. – Naprawdę świetna sprawa. Dawno tak dobrze się nie bawiłem - stwierdził jeden z biesiadników, pan Janek. Miłośnikom szantów nie pozostaje nic innego, jak czekać do przyszłego roku – zapewne i wtedy organizatorzy nie zawiodą. Ola Kowol
i ja byłam, jadłam , piłam i spiewałam i cudownie się bawisłam. Pozdrawiam współuczestników zabawy, współśpiewajacych, tych mniej i bardziej odważnych. Do zobaczenia w przyszłym roku na SARI.
Zauważyłem, że od pewnego Czasu redakcja nie zamieszcza informacji dotyczących autorów zdjęć. Czy mam rozumieć, że twórcy tekstów są jednocześnie autorami zamieszczanych fotografii, czy może jest pewna persona, która takowe wykonuje?
W tym wypadku autorka tekstu jest również autorką zdjęć.
Rozumiem. Jednakże już od paru dni informacji takich red. nie zamieszcza. Czy mam przez to rozumieć, że jeśli news nie pochodzi np. z Miejskiego Ośrodka Kultury czy Bractwa Strzeleckiego to autorem zdjęć jest autor tekstu? Innymi słowy: czy jest osoba, która wykonuje zdjęcia i nie podpisuje się pod nimi? Zauważyłem podobne pytanie do red. przy jednym z poprzednich newsów. Przepraszam za natręctwo jednakże zastananowił mnie ten nagły brak, a jest to dla mnie bardzo ważne.
A dlaczego?
Gdyż mam pewne podejrzenia, które wyłuściłem w poprzedniej mej wypowiedzi. Lubie wiedzieć kto jest autorem zdjęć. Brak podpisu zdjęcia wprowadza odbiorce w błąd, gdyż pomysleć może on, że autor tekstu jest jednocześnie autorem fotografii i sprowadzić na niego potencjalne gromy tudzież pochwały. Od The New York Times po Fakt zdjęcia są podpisywane. Żadna szanująca się redakcja nie wypuści nie podpisanego (chociażby pseudonimem, czy inicjałami) materiału. Dlatego jest to dla mnie niezwykle ważne.
...najmocniej z uczestników pozdrawiam Gosię....jak zwykle fantastyczną!! UC...Gosiu