Oblał żonę wrzątkiem i schował się w komórce. A co z wnukami ?
Zgłoszenie o tym, że podczas kłótni mąż poparzył żonę wrzątkiem, policja odebrała w piątek do południa. Gdy policjanci dotarli pod wskazany adres w jednym z domów na pograniczu Rogoźnej i Roju, na miejscu zdarzenia było już pogotowie ratunkowe wezwane przez pracownika pobliskiego Zakładu Aktywności Zawodowej.
Jak ustaliła policja, 61-letni mężczyzna wylał wrzątek z czajnika wprost na twarz swojej żony, i uciekł. Pomoc dla 57-letniej kobiety sprowadził pracownik ZAZ-u, do którego z prośbą, by zadzwonił po lekarza, zwróciła się sama poszkodowana. W tym czasie inni pracownicy "Wspólnej Pasji" udzielili jej pierwszej pomocy - kobieta wybiegła z domu ze strachu przed mężem. Razem z nią wrócili do domu, w którym zastali jeszcze 7-letnią wnuczkę poszkodowanej - małżeństwo sprawuje opiekę nad dwójką swoich wnucząt - 12-letni chłopiec był w tym czasie w szkole. Do przyjazdu pogotowia pracownicy ZAZ-u starali się schłodzić poparzone miejsca na twarzy, ręku i nodze kobiety. Ta z oparzeniami II stopnia trafiła do szpitala w Jastrzębiu.
Mąż schował się w komórce za domem. Nim wyciągnęła go stamtąd policja przesiedział tam kilka godzin. W trakcie zatrzymania był agresywny i odmówił badania alkomatem, ale później podczas przesłuchania, mówił, że wypił, i że żonę poparzył niechcący. Trafił do aresztu, skąd w sobotę, po zakończeniu czynności śledczych został zwolniony do domu. Dziś musiał się stawić na prokuraturze. Będzie miał sprawę o znęcanie się i spowodowanie uszczerbku na zdrowiu. Za znęcanie się może dostać 5 lat i tyle samo za uszkodzenia ciała.
Dzieci ulokowane zostały tymczasem w innej rodzinie zastępczej. Dyrektor MOPS-u w Żorach jest przekonana, że muszą trafić pod inną opiekę. Prowadzone są już rozmowy z rodziną dzieci. Pracownicy MOPS-u sprawdzają, czy mają szansę, by zaopiekowali się nimi inni najbliżsi krewni. jc