- Świadomość, że nikogo tam jeszcze nie było, że jesteśmy pierwszymi, którzy widzą to miejsce... To ekscytujące. Skorpiony, żmije, spadające skały – tylko dodają temu smaczku – Tomasz Szopa i Karolina Juroszek z Żor z kolegami ze Speleoklubu Bielsko-Biała poszukują dziewiczych jaskiń w górach Albanii.
Karolina i Tomek poznali się w liceum i wspólnie rozwijali pasję, jaką jest wspinaczka górska. Jaskiniami zainteresowali się rok temu – do bielskiego Speleoklubu wciągnęła ich siostra Tomka, która działa w nim już kilka lat. Klub od zeszłego roku zorganizował trzy wyprawy eksploracyjne w albańskich górach Prokletije (w tłum.: „przeklęte”). Podczas pierwszej – na jesień 2010 roku – członkowie skupili się na rekonesansie terenu. Chodziło o to, by poznać okoliczne góry i sprawdzić, czy w ogóle są jakieś szanse na odkrycia. - To teren dziki, nigdy nie przeszukiwany. Ekipa nie wiedziała, na co może się natknąć – wyjaśnia Tomek. Już wtedy znalazła wejścia do wielu jaskiń, w tym do największej i najciekawszej zarazem, nazwanej „Nadzieja” - bo niosła nadzieję na kolejne odkrycia. Tomek i Karolina nie uczestniczyli w tej pierwszej wyprawie - wyruszyli z klubem na dwie kolejne, w czerwcu i sierpniu. Wchodzili w głąb jaskiń i eksplorowali je metr po metrze. Wszystkie zostały opisane, zmierzone i wpisane do statystyk. Do tej pory członkowie bielskiego klubu przeszukali jedynie skrawek interesującego ich obszaru. Jak mówią żorscy grotołazi, największą barierą w realizacji celu, są kwestie finansowe. - Ciężko było nam pozyskać sponsorów, bo nasze wyprawy były pionierskie. Co prawda, w tym samym paśmie górskim działalność eksploracyjną prowadzili już wcześniej Włosi, ale badali inne masywy. Pasmo ciągnie się aż do Czarnogóry i to ten obszar gór jest poznany lepiej.
Wejście do jaskini Nadzieja usytuowane jest między szczytami Stogut (1693 m n.p.m.) a Bigës së Gimajt (2331 m n.p.m.). Ekipa doszła już do głębokości 170 metrów i podczas kolejnych wypraw będzie prowadzić dalsze prace eksploracyjne. - Wszystkie jaskinie, jakie badamy, są wyjątkowe – zapewnia Tomek Szopa. - Wcześniej nie było tam nikogo, nie ma żadnych śladów obecności grotołazów. Niesie to za sobą nie tylko uczucie ekscytacji, ale i pewne niebezpieczeństwo. Nie wiadomo, czego się spodziewać – zewsząd spadają kamienie, ruszają się ściany. - Musimy być ostrożni. Strach, oczywiście, jest – przyznaje Tomek i wspomina wypadek, kiedy jednemu z członków ekipy spadł na rękę głaz i przeciął mu ścięgno w palcu. - Skały mają tam bardzo ostre krawędzie, żłobione przez topniejący śnieg. Są niezwykłe – zachwyca się ich pięknem Karolina. Wrogiem odkrywców ze Speleoklubu było też niemiłosiernie palące słońce, które latem wstaje tam bardzo wcześnie.
Ekipa niejednokrotnie podczas wypraw doświadczyła wyjątkowej gościnności tamtejszych mieszkańców. Samochody mogła zostawić na placu u przypadkowo spotkanej dziewczyny, która szczęśliwie mówiła po angielsku. - Ludzie są bardzo pomocni, ale generalnie ciężko się z nimi porozumieć. Mówią jedynie w ojczystym języku, który nie jest podobny do żadnego innego. Znają też kilka słów po włosku, ale z kolei my – ani jednego – śmieją się żorzanie. - Ale jakoś musieliśmy się dogadać! Pomoc zaoferował też pasterz, który wręcz nalegał, by podczas podejścia do góry, grotołazi położyli swoje plecaki na grzbiecie osiołka. Pasterz doprowadził ich na miejsce oraz wskazał obozowisko. I – uwaga – nie chciał za swą usługę żadnych pieniędzy! - Dla nich to wielka radość, że ktoś do nich przyjeżdża – uśmiechają się, machają... - mówi Karolina. - Zupełnie inne podejście, niż u nas, w Polsce.
Ekipa podzieliła się na dwie grupy. Karolina i Tomasz mieli więcej szczęścia i znaleźli się w tej, która obozowała niżej. Warunki, w jakich żyli, były komfortowe, w porównaniu do obozu ich kolegów. Mieli naturalną lodówkę – dół, w którym mogli przechowywać żywność oraz czystą wodę z węża, podciągniętego przez pasterzy do źródła bijącego w pobliżu. Po całym dniu wrażeń i wysiłku, mogli odetchnąć przy ognisku. Były śpiewy, żarty i długie wieczorne rozmowy. - To właśnie towarzystwo wspominam najmilej – uśmiecha się Karolina. - Bardzo się zżyliśmy. Takie przeżycia sprawiają, że zawiązują się przyjaźnie. Tomasz z tych wypraw wszystko wspomina dobrze, oprócz... mandatu – jedynego, jaki kiedykolwiek dostał. - Mają tam strasznie kiepskie drogi. Wjechałem na bardzo duże, budowane dopiero, nieoznakowane rondo, myśląc, że to zwykłe skrzyżowanie i... wyjechałem pod prąd. Miałem pecha – stała tam policja – mandat opiewał na kwotę 10 euro. - Ale policjanci byli bardzo mili.
Jak przyznają młodzi odkrywcy z Żor, takich gór, jak w Albanii, nie widzieli nigdzie indziej. - Inicjatorem wypraw był Tomasz Stryczek z Bielska. My byliśmy właściwie gośćmi – mówi Tomek - Jesteśmy wdzięczni za rewelacyjne przeżycia. Brak szlaków, dzikie, nieodwiedzane przez turystów miejsca przyciągają, bo stanowią wyzwanie. Kryją w sobie tajemnice, które czekają na odkrycie. - Na świecie jest coraz mniej niezdobytych zakątków. Ciekawość pcha nas w nieznane – tłumaczy Tomek. Z wyjazdu nakręcił film relacjonujący wyprawę, który zostanie wyświetlony na przeglądzie działalności klubów taternictwa jaskiniowego “Speleokonfrontacje 2011”. Film można także zobaczyć na portalu zory24.pl. Członkowie Speleoklubu wracają do Albanii w czerwcu przyszłego roku.- Góry Prokletije są bardzo obiecujące. Zbadanie terenu zajmie nam dużo czasu – zapowiadają nasi rozmówcy. Patrycja Cieślak-Starowicz
Tomasz Szopa i Karolina Juroszek na jednej z górskich wypraw:
Fotorelacja z wyjazdu do Albanii, zdj. Tomasz Szopa:
Zazdroszczę pasji i podziwiam.
Powodzenia w zdobywaniu środków na realizację dalszych planów :D