Skaciorze grają tu na punkty w każdą pierwszą sobotę miesiąca. Zaczynają o 17.00, a kończą o około 23.00. Baby krzyczą na początku, ale potem... a niech tam - już tylko machają ręką.
Wygrać "Pod Wiśnią" na Korfantego nie jest łatwo. Gdyby ktoś wpadł na pomysł stworzenia narodowej reprezentacji skata, to właśnie stąd rekrutowałaby się liczna część jej składu. - Trzeba przewidzieć ruch przeciwnika, jak w brydżu albo szachach – mówi Józef Adamaszek, zaprzeczając twierdzeniu, że skat to łatwa gra. - Komuś kto nigdy nie grał, a chciałby się nauczyć, żeby to wszystko jakoś ogarnąć potrzeba by trzech miesięcy – mówi wspominając wujka, wielkiego skaciorza, u którego "terminował" 20 lat temu. - I nie znudziło się panu ? – pytamy. - Co pana tak w tym kręci? - Trzeba dokonywać właściwych wyborów – mówi nie kryjąc satysfakcji z członkostwa w ścisłej czołówce graczy. Początkującym radzi przypomnieć sobie tabliczkę mnożenia. - Trzeba liczyć. Niektórzy przynoszą ze sobą ściągi, ale to nie są zawodowcy... .
W 2012. Józef Adamaszek był trzeci. Ubiegły rok, już dziesiąty w historii turniejów skata "Pod Wiśnią", należał do Edwarda Frydeckiego. Ostatecznie to on wygrał cykl organizowanych raz w miesiącu, dwunastu turniejów w roku. Zaraz po nim w klasyfikacji uplasował się Ireneusz Kwiecień. Okazały puchar, główne trofeum rozgrywek, który oglądać można w barze przez cały rok, funduje rada dzielnicy Korfantego.
Ostatniemu turniejowi w roku patronuje Barbórka. W tę ostatnią wygrał Edward Frydecki, drugie miejsce zajął Roman Kowalski, trzecie - Jerzy Kupniewski. W nagrodę była gęś, indyk i kaczka – mrożone oczywiście, ale "Pod Wiśnią" pamiętają czasy, jak najlepsi skaciorze wracali do domów z drobiem pod pachą... w wersji "live". A jakże... .
/portki/