Śledczy wyjaśniają okoliczności tragicznego w skutkach pożaru, do którego doszło 25 lutego nad ranem, w Kleszczowie. Na pomoc ofiarom ruszyły nie tylko służby ratownicze, ale i świadek, który zauważył kłęby dymu i ogień wydobywający się z okna budynku. W zdarzeniu śmierć poniósł 47-letni mężczyzna, a jego młodszy brat trafił na oddział intensywnej terapii.
Po godzinie 6.00 oficer dyżurny otrzymał zgłoszenie o pożarze. Kłęby dymu wydobywające się z okna na pierwszym piętrze budynku zauważył przypadkowy kierowca z Pszczyny, który zaalarmował służby ratownicze. Mężczyzna próbował też na własną rękę, a potem wspólnie z sąsiadem obudzić mieszkańców przebywających w płonącym domu i dostać się do jego wnętrza.
Po zgłoszeniu na miejscu pojawili się policjanci, a następnie strażacy i zespół pogotowia ratunkowego. Ci pierwsi wybili szybę w oknie i sprawdzili, czy ktoś przebywa na parterze. Gdy chcieli wejść na piętro, pojawili się strażacy, którzy przejęli akcję ratowniczą w wypełnionym gęstym i duszącym dymem domu. Po chwili z pomieszczenia wydostali nieprzytomnego mężczyznę, a następnie drugiego, również nie dającego oznak życia.
W dramatycznej akcji reanimacyjnej ratownikom pomagali interweniujący policjanci. Niestety pomimo ogromnego starania nie udało się uratować życia starszego z braci. Młodszy 45-latek w ciężkim stanie został przetransportowany do szpitala.
Na miejsce pożaru oficer dyżurny skierował ekipę dochodzeniowo-śledczą wraz z prokuratorem, a ten zarządził sekcję zwłok 47-latka. Śledczy ustalają teraz wszelkie okoliczności w jakich doszło do pożaru i sprawdzają co było jego przyczyną. red.
Żródło: KMP