Maluje, rysuje, fotografuje. Zajmował się malowaniem na szkle i porcelanie, potem zainteresowała go ceramika. Swoją pasją zaraził córkę, Sylwię. - Cieszę się, że poszła w moje ślady. W dzisiejszych czasach bycie ceramikiem nie jest może opłacalne, ale na pewno daje wiele satysfakcji – mówi Alojzy Błędowski.
Siedzimy w przytulnym pokoju. Pan Alojzy dokłada drewna do kominka. Na półkach – mnóstwo kubków, kufli, pater – wszystkie są dziełem gospodarza. - O, na przykład zrobienie takiego ozdobnego, rzeźbionego kufla na Barbórkę, zajmuje około dwóch miesięcy – opowiada, pokazując nam swoje wyroby.
Zacięcie artystyczne miał od dziecka. - Rodzice mieli gospodarstwo, więc już jako mały chłopiec musiałem pomagać. Wypasałem krowy, a międzczasie, w lesie zbudowałem sobie taki mały bunkier, gdzie lepiłem figurki z gliny. Bardzo mi się to podobało, marzyłem, żeby kiedyś zająć się tym zawodowo – wspomina pan Alojzy. Jako 14-latek namalował portret dziadka, który był nagradzany w amatorskich konkursach, a nawet trafił na wystawę do jednej z paryskich galerii.
Alojzy Błędowski uczęszczał do liceum plastycznego w Bielsku-Białej. Jednym z jego kolegów był Igor Mitoraj – znany dziś na całym świecie rzeźbiarz. - On zawsze chodził własnymi drogami – opowiada pan Alojzy. - Dziewczyny się za nim uganiały, bo był przystojnym, wysokim mężczyzną, ale jakoś go to nie interesowało. Pamiętam, że kiedy ja trenowałem boks, on brał lekcje baletu. Interesował się rzeźbą. Zresztą ja sam byłem tym ogromnie zainteresowany, może poszedłbym w tym kierunku, ale z powodów rodzinnych musiałem przerwać naukę.
Tworzył dekoracje do kościoła w rodzinnych Gorzyczkach, przygotowywał ołtarze na Boże Ciało. - Kiedy obchodziliśmy 1000-lecie Polski, namalowałem olbrzymią mapę, z insygniami Maryjnymi i orłem. Coś mnie podkusiło, żeby domalować mu łezkę – wspomina. - To były czasy, kiedy UB chodziło do kościołów, słuchało kazań. Tą łezką też się zainteresowali, pytali proboszcza, kto to malował, ale na szczęście mnie nie wydał.
Kiedy jego koledzy kończyli wyższe uczelnie i robili karierę, pan Alojzy rozpoczął pracę w Hucie Silesia w Rybniku. Szybko został kierownikiem ekskluzywnego, jak na tamte czasy, działu złocenia. - Dostawaliśmy zamówienia z całego świata, nawet z Afryki. Kiedyś mieliśmy zdobić patery z Abisynii. Ponieważ nie dało się tego zrobić tzw. techniką szablonową, wpadłem na pomysł zastosowania sitodruku. Wtedy to było duże osiągnięcie – mówi.
Pracując później w prywatnym zakładzie, zajmującym się malowaniem na szkle i porcelanie, do perfekcji opanował sztukę szybkiego zdobienia. - To trochę jak w sporcie – trening czyni mistrza. Pracowałem bez przerwy od 6.00 do 22.00, ale bardzo dobrze zarabiałem. Któregoś dnia pomyślałem, że można by otworzyć swoją działalność. Pomogła mi żona, którą poznałem w pracy w hucie. Jest bardzo utalentowana – uśmiecha się pan Alojzy.
Kiedy zaczynał, zapotrzebowanie na wyroby ceramiczne było bardzo duże. - Wszystko, co zrobiliśmy, od razu sprzedawaliśmy. Wtedy nie było hurtowni, więc handlarze przyjeżdżali do mojego domu. Nieraz musiałem chować towar u sąsiadów, bo nie nadążyłbym z produkcją – wspomina. Nie było łatwo. - Na początku skaleń, kwarc i glinkę – czyli podstawowe składniki do produkcji wyrobów ceramicznych, mieliłem w zwykłej betoniarce. Dopiero po jakimś czasie kupiłem na złomie specjalny młyn, który działa do dziś. W fabrykach ceramiki zatrudnia się armię ludzi, my wszystko robiliśmy sami. Czytaliśmy książki, uczyliśmy się metodą prób i błędów.
W 2002 r. pan Alojzy przeszedł na emeryturę, jednak nie spoczął na laurach. - Dużo maluję, jeżdżę na rowerze, pomagam też córce i zięciowi, którzy przejęli firmę. Sylwia skończyła technikum ceramiczne – mówi.
Wchodzimy do pracowni Sylwii i Iwa Rynkiewiczów. - Widzicie, tak to się robi. Najpierw projekt, potem gipsowy odlew, kilka form, aż dochodzimy do formy właściwej – tłumaczy pan Alojzy. Przechodzimy do kolejnego pomieszczenia, oglądamy zdobione żorskimi motywami kubki, które można nabyć w punkcie Informacji Miejskiej. Gospodarz pokazuje nam również kufle, które co roku przygotowuje dla Bractwa Kurkowego w Żorach oraz kafel z Bramy Wschodniej na Rynku, gdzie kilka lat temu stworzył rysunek średniowiecznych Żor. W innym pokoju, pan Alojzy przechowuje swoje obrazy, kufle i kubki – to taka minigaleria. Na koniec pokazuje nam dzieła swojego zięcia. - Iwo ma stałą ekspozycję swoich prac na krakowskim Kazimierzu, to prawdziwy artysta – opowiada gospodarz z dumą.
W tym roku Cech Rzemiosł Różnych, w którym pan Alojzy działał przez lata, obchodzi 25-lecie istnienia. - Z tej okazji chciałbym zorganizować wystawę moich prac. Mam nadzieję, że wszystko się uda – kończy Alojzy Błędowski. Ola Kowol, zdj. Adam Karaś
na zdj. prace Iwo Rynkiewicza