Coraz więcej dzieci ma problemy z nauką. Dysleksja, trudności w pisaniu zgodnie z zasadami gramatyki i ortografii, czy w wykonywaniu prostych obliczeń matematycznych, to tylko niektóre z najczęstszych bolączek uczniów.
Jeśli chodzi o język polski, uczniowie często mają problemy ze stosowaniem interpunkcji, utrzymaniem pisma w liniaturze zeszytu oraz z pisaniem ze słuchu. Czytają wolno, opuszczają fragmenty tekstu, niejednokrotnie nie potrafią w nim wyszukać najistotniejszej myśli. Również matematyka sprawia im często spore trudności – nie raz zdarza się, że uczeń trzeciej klasy szkoły podstawowej nie zna tabliczki mnożenia, a nawet dodawanie i odejmowanie to dla niego nie lada wyzwanie.
W ostatnich latach stwierdzonych przypadków dysleksji czy dysortografii jest znacznie więcej, niż wcześniej. - Według mnie, przyczynami ujawniania sporej ilości dyslektyków, jest większa umiejętność wychwytywania tego problemu przez nauczycieli i kierowanie takich uczniów do poradni psychologiczno - pedagogicznej. 15 czy 20 lat temu nauczyciele mniej wiedzieli o tych problemach, a rodzice niezbyt chętnie zgadzali się na pójście z dzieckiem do psychologa. Dziś większość rodziców nie postrzega już wizyty w poradni psychologicznej czy psychiatrycznej, jako czegoś wstydliwego – wyjaśnia pani Maria, nauczyciel klas 1 - 3 w jednej z żorskich szkół.
- Każdego rodzica powinna zaalarmować niechęć dziecka do nauki, nie wynikająca z lekceważenia jej, ale z wkładania w nią ogromnego wysiłku, a jednocześnie miernych efektów – zwraca uwagę nasza rozmówczyni. Dodaje, że rodzice powinni codziennie sprawdzać zadania dziecka, a jeśli ma problemy z ich odrabianiem, powinni mu pomagać w miarę swoich możliwości. - W ten sposób dziecko uczy się wtedy systematycznej pracy i widząc, że jego nauka jest ważna dla rodziców, samo również będzie ją traktować poważnie. Ponadto rodzic, który potrafi pomóc dziecku w nauce jest przez nie odbierany jako osoba kompetentna i darzony większym autorytetem niż rodzic, który nie przywiązuje do nauki dziecka żadnego znaczenia. Pani Maria radzi również, by jak najczęściej rozmawiać z dzieckiem o jego życiu w szkole, problemach, smutkach i radościach, a nie oczekiwać tylko tego, że o wszystkim zostaniemy powiadomieni przez nauczyciela.
Jak się okazuje, treści naucznia sprawiają wielu uczniom poważne problemy. - Programy nauczania powinny zostać dostosowane do zainteresowań współczesnych uczniów. Jednak aby osiągnąć właściwy efekt, specjaliści z różnych dziedzin nauczania powinni współpracować z nauczycielami, którzy na podstawie długoletniej praktyki mają wiele własnych spostrzeżeń i doświadczeń, ale ich zdanie nie jest często brane pod uwagę – twierdzi pani Maria.
Czy z perspektywy problemów coraz większej ilości dzieci, pomysł posyłania sześciolatków do szkoły jest trafiony? - Według mnie jest to zły pomysł, przedszkola są o wiele lepiej przygotowane i bardziej przyjazne dla dzieci niż szkoła, jednak obowiązkiem przedszkolnym można by objąć już dzieci pięcioletnie. Dwuletnie przygotowanie dziecka do nauki szkolnej na pewno lepiej wyrównałoby start dzieci, niż upychanie ich w i tak już przeładowanych szkołach – kończy nasza rozmówczyni. Ola Kowol