Miniona środa była trzecim dniem ogłoszonego przez wojewodę "stanu wojennego". To była próba gotowości służb publicznych, porządkowych, ratowniczych i medycznych - tak na wszelki wypadek.
Trzydniowy alarm wieńczyła akcja przed Urzędem Miasta przy Rynku. O godzinie 15.00 przed magistrat podjechało na sygnale sześć strażackich wozów bojowych. Z okna na poddaszu zaczął wydobywać się dym, z budynku zaczęli wychodzić ludzie. Przechodnie, którzy nie wiedzieli, że to tylko tak na próbę, zatrzymywali się myśląc, że pali się naprawdę.
Wszystko wyglądało bardzo realistycznie. Strażacy szybko rozpięli taśmę poza którą nie było już wstępu. W międzyczasie, kilku z nich w pełnym oprzyrządowaniu – kaskach, maskach i z butlami na plecach wbiegło do budynku. W zadymionym oknie na trzecim piętrze pojawił się człowiek. Strażacy uruchomili podnośnik. Gdy uwięziony na górze mężczyzna pomachał radośnie gapiom na dole, niezorientowani odetchnęli z ulgą.
Tymczasem, wydobytego z zadymionego budynku rannego okrywano pazłotem, reanimowano, usztywniano mu złamaną na niby nogę. Gdy podeszliśmy bliżej okazało się, że to Piotrek Krówka z Wydziału Zarządzania Kryzysowego, Ochrony Ludności i Spraw Wewnętrznych. - Już wszystko dobrze – powiedział zapytany, jak się czuje. – Tylko w tym wszystkim zgubiłem okulary, nic nie widzę – błądził wzrokiem wokół, rozpoznał nas chyba po głosie. - To taka akcja, którą zgodnie z przepisami musimy przeprowadzić raz na dwa lata. Biorą w niej udział służby miejskie, wojewódzkie, straż, policja i miejskie służby medyczne. Ćwiczymy tak od poniedziałku. Czy wszystko wypadło jak trzeba, dowiemy się zaraz na podsumowaniu - mówił usiłując podnieść się z noszy.
W akcji przed urzędem uczestniczyła żorska Państwowa Straż Pożarna i trzy jednostki OSP – z Roju, Kleszczowa i Żor zarejestrowane w krajowym systemie ratowniczo-gaśniczym – to jak nam powiedział komendant miejski PSP, Grzegorz Fischer – absolutny top. - Dzisiaj, należało przede wszystkim ratować ludzi, tzn. odnaleźć ich w zadymionym budynku, wydostać na zewnątrz, udzielić pierwszej pomocy - wyliczał komendant. - Następnie ugasić pożar (zgodnie ze scenariuszem – budynek został podpalony;) i zabezpieczyć obiekt. Strażacy ćwiczyli też pobór wody z hydrantów i podpinanie agregatu. Przeprowadzili również rozpoznanie samego budynku i terenu wokół. Mapy dojazdów ustalili wcześniej. Na oko wszytko przebiegło sprawnie i co najważniejsze - bez ofiar.
Dziś rano zatelefonowaliśmy do Urzędu sprawdzić, czy rzeczywiście. O rezultat podsumowania akcji zapytaliśmy Wojciecha Kałużę. - Wszystko przebiegło z zachowaniem należytych procedur związanych z zarządzaniem kryzysowym. Nie było żadnych zastrzeżeń – mówił wiceprezydent. - Wszystkie nasze służby stanęły na wysokości zadania.
Okulary Piotrka też się znalazły. Przyniósł mu je jeden ze strażaków z OSP Żory, jeszcze zanim pozwijano węże. Ach ta straż... Sami zobaczcie... . jc
Zdj.: Rafał Kalinowski