Inspirująca bywa pomysłowość kreatorów wystaw sklepowych. Można śmiało ulec wrażeniu, że sprzedawcy chcą nam przekazać więcej, niż informację o posiadaniu fajnego towaru.
Tak jak w jednym ze sklepów z używaną odzieżą w Żorach.
Pierwszy rzut oka - kobietokształtny manekin. Odziany uroczo: zestawienie zwiewnej, groszkowo zielonej sukienki z nie mniej ślicznym, lekko poszarzałym kapelusikiem, który ma - całkiem sprytnie - kamuflować brakującą głowę, bo do braku rąk już przywykliśmy: od dawna urąbane przedramiona Wenus z Milo - kobiecego ideału w rzeźbie z Grecji - nie rażą naszych oczu.
Drugi rzut - zauważamy usadowione w szeregu - na parapecie - maskotki, jakby wpatrzone w plastikowy tors. Miśki - niema publiczność witryny - przypuszczalnie mają swoimi pozami wskazywać równocześnie kierunek i kolejność oglądania wnętrza sklepu: 1 - sztuczna lalunia, 2 - wieszaki po lewej - tu okazy wycenione - i 3 - tajemnicze fatałaszki w czeluściach "szufladostołu", gdzie można wyhaczyć coś na wagę.
Pozostaje rzut trzeci i dostrzegamy najważniejsze: terminy nowych dostaw. Tu miłe zaskoczenie - świeżyzna dwa razy w tygodniu! To prawdziwa rzadkość, stąd pewność, że przyjdzie sporo "grzebiuszek", bo jest w czym grzebać. A jak już któraś zechce pozbawić manekina zielonej kiecy - ów otrzyma nowe odzienie, może bardziej wieczorowe, na które z pustką w oczach ponownie wpatrywać się będą pluszaki. kamilus