Wiek: 25 lat. Rodzina: mąż Sebastian i roczny syn Oliwier. Diagnoza: rak piersi. Terapia: radość życia. Agnieszka Woźnicka przed rokiem dowiedziała się o chorobie. Odważnie podjęła walkę z nowotworem. Walkę, w której zwyciężyła i odnalazła sens życia - dodawać otuchy i skrzydeł innym.
Gdy dowiedziałam się, że mam raka, musiałam się z nim zmierzyć. Stanęłam z tym intruzem oko w oko i wygrałam! Lekarstwem byłam ja sama. Nie podłamałam się nawet na chwilę. Choć brak piersi i perspektywa łysej głowy nie były zachęcające, szłam przed siebie - pewna zwycięstwa - przeczytałam w redakcji w liście od pani Agnieszki. - Uruchomiły się we mnie pokłady niesamowitej siły i energii, których nigdy nie doceniałam i nie dostrzegałam. Patrzyłam na swoje łyse oblicze i w myślach przekonywałam się o swoim pięknie. Patrzyłam na siebie jak na kobiecą, pociągającą dziewczynę i taka się stałam. Pewna siebie i piękna, mimo swojej łysej głowy i napuchniętej od chemii twarzy. Dbałam o swoją psychikę, codziennie karmiłam ją pozytywnymi myślami i nawet na moment nie pozwoliłam jej zwątpić w zwycięstwo. Gdy się spotkałyśmy, od razu wydała mi się wyjątkową osobą. Kobieta, która zaraża swoim optymizmem.
Agnieszka Woźnicka wyczuła u siebie guza 1 lutego 2010 roku. Była młodą mamą, niespełna dwa miesiące wcześniej przestała karmić piersią swojego rocznego synka. Mimo że lekarze początkowo nie byli pewni, ona nie miała wątpliwości: to rak. - Byłam młoda i silna. Wiedziałam, że dam radę i to ja będę pomagać – mówi. Guz miał aż 4 cm, mógł rozwijać się nawet pięć lat. Były już przerzuty, zaatakowane zostały węzły chłonne. Pani Agnieszka poddana została kolejnym operacjom. Chirurdzy wycięli dziewięć węzłów chłonnych i guza. Trzeba było usunąć pierś. Dla wielu pacjentek oznacza to koniec kobiecości. Nie dla niej.
Potem nadeszły miesiące wypełnione chemioterapią. Ani przez chwilę nie pomyślała, że może się nie udać. - Moje dziecko było moim największym motorem. Bóg nie dałby mi przecież syna, gdybym miała umrzeć – uśmiecha się na myśl o nim. - Pojawił się po to, by mi pomóc. Wiem, że to właśnie jemu muszę w przyszłości podziękować, bo dał mi największego kopa. Ośmiokrotnie wyjeżdżała na chemioterapię. Wypadły jej włosy, które zawsze nosiła długie, brwi i rzęsy. Przez całe leczenie skupiała się na sobie i nie dała sobie wmówić, że jest źle. Kierowała się maksymą, że wiara czyni cuda. - Dobry lekarz i terapia to nie wszystko. Połączone z pozytywnym myśleniem, daje sto procent sukcesu! Człowiek ma wielki potencjał. Terapia w szpitalu nie była dla niej traumatycznym przeżyciem. Poznała świetne kobiety, wspólnie śpiewały piosenki i opowiadały kawały. Chwile zwątpienia nadchodziły, gdy ktoś umierał. Stawała wtedy przed lustrem i mówiła sobie: Aga, jesteś piękna i silna. Stała tak długo, aż uświadomiła sobie, że jest w stanie zrobić wszystko. I nie da się pokonać.
Mąż całe dnie spędzał z nią w szpitalu, wspólnie oglądali komedie na laptopie. By pani Agnieszka miała zawsze ciepłe śniadania i obiady, pan Sebastian kupił kuchenkę, którą woził ze sobą. Codziennie można było go spotkać na parkingu przed kliniką, smażącego jajecznicę. - Byłam łysa, opuchnięta i bez piersi, a mój mąż nigdy nie pokazał mi, że mu się nie podobam. Nadal często mnie przytulał i całował – uśmiecha się pani Agnieszka. Wie, jakie to ważne dla kobiety po mastektomii. - Często bliscy się odsuwają, mężowie odchodzą. To trudne dla kobiety, która walczy z rakiem. Przestaje czuć się kobieca nie dlatego, że nie ma piersi, ale że z tego powodu opuścił ją mężczyzna... Choroba była szkołą życia i egzaminem dla jej młodego małżeństwa, który zdali bezbłędnie. Rodzina dała jej duże wsparcie. Mama podtrzymywała na duchu i opiekowała się Oliwierem. - Jestem tutaj dzięki nim.
Była dumna ze swojej choroby i siły. Pojawił się taki moment w jej życiu, że podziękowała Bogu za swoją chorobę. - Wcześniej byłam pesymistką, we wszystkim widziałam problem, nie cieszyłam się z życia, które przeciekało mi przez palce. Rak wniósł w moje życie wiele dobrego. Zaczęłam doceniać to, co mam. To dzięki chorobie odnalazła swój cel i odkryła talenty, o których nie miała pojęcia. Zaczęła malować i pisać. Chce się rozwijać. - Jak sobie przypomnę rozstania z synem, jest ciężko. Ale gdy na niego patrzę, gdy ludzie, z którymi się kontaktuję, piszą do mnie, że dzięki mnie i moim słowom poczuli się lepiej, wiem już, po co to wszystko było. Jestem im potrzebna. Chcę przez zwykłą rozmowę dawać nadzieję i wiarę w zwycięstwo osobom, które zmagają się z tą ciężką chorobą. W ten sposób spłacam swój dług wobec Boga i świata – mówi z niezwykłym entuzjazmem. - Ludzie mi mówią: ty coś w sobie masz. A ja im odpowiadam – ty też, tylko musisz to w sobie odnaleźć. Płacze rzadko i są to tylko łzy wzruszenia i radości. Nigdy żalu.
Ostatnią chemioterapię przeszła 18 września. Włosy odrosły. - I to jakie! - cieszy się pani Agnieszka. Teraz, po przebytej chorobie, czuje się najpiękniejsza na świecie. Nigdy nie czuła się tak kobieco. - Piękno to nie piersi. To błysk w oku, uśmiech. Można mieć piękno wizualne, ale nie mieć piękna wewnętrznego. Pamięta, jak po operacji weszła do sklepu i zobaczyła świetną, czerwoną bieliznę. - Amputacja piersi nie przeszkadza w noszeniu seksownej bielizny – zapewnia. Dziś Agnieszka Woźnicka wie, że lekarstwo na raka mieści się w głowie. Zdrowie można sobie wmówić. - Trzeba powiedzieć: ode mnie wszystko zależy, życie jest w moich rękach, jestem panem swego losu. Rak żywi się słabymi ludźmi, ale silnych – boi się.
Agnieszka Woźnicka marzy, by skończyć trenerski kurs motywacyjny i spotykać się z ludźmi chorymi lub po terapii, motywować ich do walki. Działa w grupie Amazonek, w której jest jedyną tak młodą osobą. Dziewczyny po amputacji piersi boją się, wstydzą, nie chcą się ujawniać. Pozostają same sobie. - Chcę, aby wiedziały, że jest w Żorach ktoś taki, kto przeżył to samo i chętnie z nimi pogada. Jestem do ich dyspozycji – zapewnia. Patrycja Cieślak-Starowicz
Osoby, które chciałyby porozmawiać i spotkać się z Agnieszką Woźnicką, prosimy o kontakt z redakcją.
To syn Oliwier dodawał pani Agnieszce sił do walki z rakiem (zdj. arch. prywatne).
Rodzina w komplecie - Agnieszka Woźnicka z synem i mężem Sebastianem (zdj. arch. prywatne).
Dzielna kobieta:) duuużo zdrowia
gratulacje!!!
zycze duzo zdrowia oraz powodzenia
podziwiamm !
Pani Agnieszko, jest pani cudowna, piękna, wspaniała! Gratuluję i życzę powodzenia!
Brawo! Pełen szacun dla Pani
Brawo! powodzenia w dalszym zyciu!
Gratuluje odwagi i powodzenia Aga!
az sie poryczałam!!! Pani Agnieszko zdrowia i czerpania radości z każdego dnia;) tak trzymać;)
ja jeszcze ryczę i też nie ze smutku lecz z radości Dziękujmy Bogu za tak piękne i silne kobiety !!! Powodzenia i dużżżżżo miłości
Aga, trzymam kciuki,żeby już od teraz było tylko dobrze.Wszystkiego dobrego, dużo zdrówka silna kobietko:)
Dar od Boga... Chwila refleksji pt.Mam na prawdę dużo, a tak często o tym zapominam... Życzę Pani samych radosnych chwil,dużo spokoju...oraz mało zmartwień(jak wiadomo całkowicie uniknąć się ich nie da). Serdecznie Pozdrawiam
blond włosy i fioletowe tipsy , jaram siem
A ja wczoraj byłam zła na męża, właściwie to z głupiego powodu. Przeczytałam ten artykuł i ... naprawde mi przeszło. Może to nipoważne o czym teraz piszę ale coś jakby mnie oświeciło. Cudowna rodzinka i wspaniała kobieta :) Życzę zdrówka i wszystkiego dobrego :)
Pozdrowienia Agnieszko dla całej Twojej rodzinki:)
Odkąd dowiedziałam sie ze jestes chora to wierzyłam ze Ci sie uda!!!
Trzymaj sie cieplutko:)
Droga Pani Agnieszko , życzę Pani radosci z każdego dnia i zdrowia , zdrowia i jeszcze raz zdrowia. serdecznie pozdrawiam.
gratuluje pozywnego myślenia i wspaniałej rodziny - życze duuuuuuuużo zdrowia :>)
ŻYCZĘ DUŻO ZDROWIA
Wspaniała kobieta!
też się cieszę z Pani szczęścia i powodzenia na przyszłość :)
Aga super jestes twarda babka Podziwiam cie powodzenia:) Gosia
Aguś wspaniały artykuł... pozdrawiam mocno:)
Agnieszko to cudowny artykuł tak jak Twoje życie, które wygrałaś!! Pozdrawiamy najmocniej jak tylko możemy :):)
Dopiero teraz przeczytałam.Super !!!
Żałuję, że moja mama nie miała tyle szczęścia. Podziwiam Panią za odwagę i optymizm i życzę dużo szczęścia.
... Aga jesteśmy z Ciebie baaardzo dumni
JESTEŚ WIELKA!!! pozdrawiamy gorąco:D
Też przechodziłam raka mam 28 lat,w wieku 26 zachorowałam wiem że to ciężka walka podziwiam życze zdrowia:))))))))))))))))