Kamienica przy Bramkowej. Piątka dzieci zjadła właśnie obiad. W pokoju roznosi się zapach babki drożdżowej. W kuchni krząta się mama Tekla. To ona chowa pod łóżkiem owinięty w materiał sztandar Katolickiego Towarzystwa Polek. Kamienica wojny nie przetrwa. Sztandar – owszem.
Żur, żurek, żureczek
W dniu wybuchu II wojny światowej, pan Jerzy Mandla, który dziś mieszka przy ul. Pszczyńskiej, miał 7 lat. - Mieszkaliśmy w kamienicy Parchańskich. Byli to bogaci, bardzo dobrzy ludzie. Pani Parchańska – wspaniała kobieta – taką ją pamięta pan Jerzy. - Dom stał w miejscu, gdzie teraz są szalety miejskie, tylko za murem, w sąsiedztwie koszar. Siedmioosobowa rodzina Mandlów zajmowała duży pokój z kuchnią. - To był luksus! - zapewnia i dodaje, że jego mama na podwórzu hodowała krowę, czasem kozę i kury. Z dzieciństwa pamięta smak żuru i ziemniaków. - Żur, żurek i żureczek - takie było domowe menu mojego męża. Do dziś, jak zrobię żurek, to nie może na niego patrzeć – śmieje się Helena Mandla, żona pana Jerzego. - No i drożdżówka. Mama piekła przepyszną babkę drożdżową.
A to ciężki sztandar był
Tekla Mandla, mama pana Jerzego, była patriotką. Jeszcze na długo przed wojną, chodziła w poczcie sztandarowym podczas wszystkich narodowych uroczystości. – Była troszeczkę polską fanatyczką. Słowa po niemiecku nie potrafiła powiedzieć - wspomina pan Jerzy. - Zawzięcie brała udział w procesjach. Ze sztandarem Towarzystwa Polek chodziły zawsze w trójkę - z panią Fojcikową i Gorolową, ubrane w śląskie stroje. Pani Tekla opiekowała się sztandarem, czyściła, przygotowywała. Chodziła na pielgrzymki do Jastrzębia, Pszczyny, Pszowa, Piekar. Zawsze spoczywał na jej ramieniu. - Ten kawałek materiału zawsze szedł z mamą. Gdzie ona, tam i on – mówi pani Helena. - Dotarł za nią aż tu, na Pszczyńską...
Postawić na swoim
Początki Towarzystwa Polek, założonego w Bytomiu, sięgają roku 1900. W okresie międzywojennym było największą organizacją kobiecą na Śląsku. Żorskie koło powstało w 1919 roku z inicjatywy Jadwigi Bałdyk, żony ówczesnego burmistrza miasta, tego samego, który gościł w domu na Szeptyckiego Józefa Piłsudskiego. W 1928 roku w kole w Żorach doszło do rozłamu. Powstało Katolickie Towarzystwo Polek, w którym przewodnictwo objęła Akwilina Wyrobek. Własny sztandar miało ono od roku 1930. Gdy dziewięć lat później Niemcy wkroczyli do Żor, pani Tekla, członkini Katolickiego Towarzystwa Polek zdecydowała, że nie pozwoli, by sztandar dostał się w ich ręce. - Przez całą wojnę chowała go gdzie się dało – pod łóżkiem, w stodole... - opowiada pan Jerzy. - Gdyby Niemcy znaleźli sztandar, wszyscy poszlibyśmy do obozu na śmierć. Mąż pani Tekli, Adolf, którego po wojnie rosyjscy urzędnicy przemianowali na Grzegorza, przeciwny był ukrywaniu sztandaru w domu. - Tata się bał, nie włączał się w tę konspirację – wyjaśnia pan Jerzy. - Ale pana mama i tak postawiła na swoim? - zapytałam. - Jak każda kobieta – stwierdza z przekonaniem pani Helena. - Mama zawsze stawiała na swoim.
Adolf Mandla został w 1942 roku wywieziony do Estonii, gdzie budował dla Rzeszy kolej. Po wkroczeniu Niemców do Żor, Tekla trafiła z dziećmi do Boryni. Mały Jorguś, jak mówili na pana Jerzego jego dwaj starsi bracia i siostry, nie chciał rozstać się z Żorami i wrócił. - Mama wysyłała po Jurka siostrę, która przyprowadzała go z powrotem do Boryni. Ale on i tak za każdym razem uciekał do Żor – śmieje się pani Helena. Pan Jerzy ożywia się na to wspomnienie i od razu wyjaśnia: - To była nowa sytuacja. Wszystko nas ciekawiło, jak to małych chłopców. Mieszkaliśmy w piwnicach. Paru kolegów zostało zasypanych i zabitych... - dodaje ze smutkiem. Co w tym czasie działo się ze sztandarem? - Mama trzymała go w stodole na Folwarkach u Szromków, ale krótko – przypomina sobie pan Jerzy. - Nie wiem, jak udało jej się go ocalić, jednak cały i nietknięty wrócił razem z nią do Żor.
Bolesna strata
Wojna zmieniła ludzi. - Tych, którzy sprzyjali Niemcom było w Żorach bardzo dużo. Widziałem, jak wykopali na cmentarzu ciało Bałdyka, miałem wtedy 12 lat. Zakopali go pod płotem. Dopiero po wojnie ludzie pochowali go na nowo z honorami – opowiada pan Jerzy. - Niemcy tak samo, bez czci, traktowali ciała tych, co umierali w marszu śmierci. Ale w czasie okupacji, wszystkiego było pod dostatkiem. - Bieda się zaczęła, jak weszli Rosjanie. Mama z ewakuacji wróciła z kozą. Od razu jej ją zabrali.
Mandlowie do Żor nie wrócili w komplecie. Średni brat pana Jerzego został wywieziony do Niemiec na roboty. - Tam po polsku wyzywał na Hitlera. Niestety, jego gospodarz znał nasz język i doniósł na niego gdzie trzeba. Tak brat pana Jerzego trafił do więzienia. Po powrocie, w domu spędził tylko trzy dni i pojechał zameldować się na okręcie, zaciągnięty do niemieckiej marynarki wojennej. Miał 17 lat. Zginął rok później. Jego nazwisko znaleźć można na pomniku w Kiel-Holtenau poświęconym poległym niemieckim marynarzom. Starszy brat walczył na froncie wschodnim. - Zaginął bez wieści. Miał 21 lat – mówi pan Jerzy. - Postawiliśmy mu na cmentarzu pamiątkową tablicę, symbolicznie, by nie został zapomniany – wtrąca pani Helena. Bracia pana Jerzego nawet na froncie martwili się o młodszego braciszka - „Co robi Jorguś?” - pytali w listach zatroskani. - Nie chcieli iść do wojska. Płakali. Straszny był po nich żal. Mama rozpaczała bardzo... - wspomina z bólem Jerzy Mandla.
Na zgliszczach
W 1945 roku kamienica państwa Parchańskich została zbombardowana, podobnie, jak sąsiadujące z nią koszary. Pani Mandlowa wraz z córkami wróciła do Żor. Sztandar po sześciu latach ukrywania, światło dzienne ujrzał tuż wojnie. Pani Tekla znów mogła ubrać się w tradycyjny śląski strój i ruszyć na procesję. Pierwsza była z okazji Święta Ogniowego. - Przeszła po zgliszczach ulic w sąsiedztwie rynku, dwa miesiące po zakończeniu wojny. Ludzi można było na palcach policzyć - mówi pan Jerzy. Z Estonii wrócił do kraju schorowany ojciec. Zmarł niewiele później – w 1949 roku. Rodzina mieszkała chwilowo na Murarskiej, potem na Kościuszki. Gdy małżonkowie Helena i Jerzy wybudowali dom przy Pszczyńskiej, pani Tekla z radością wprowadziła się do syna i jego żony. - Mama bardzo mi pomagała w domu i przy wychowywaniu dzieci. Była bardzo czystą, schludną, elegancką i niezwykle pracowitą kobietą – pani Helena o teściowej opowiada jak o własnej matce. - Po wojnie dorabiała do skromniutkiej renty po synach - pracowała u gospodarzy przy ziemniakach, zbożu, prała bieliznę. Codziennie na 6.00 rano chodziła do kościoła. Pan Jerzy nie pamięta, by jego mama kiedykolwiek na coś się skarżyła. Nigdy nie narzekała. - Jak była już starsza i ciężko jej było wchodzić po schodach, powtarzała tylko: „Teraz to już tak będzie” - z uśmiechem wspomina pani Helena. - Z godnością godziła się ze starością. Z 13 rodzeństwa żyła najdłużej.
Do renowacji
Pani Tekla, mimo podeszłego wieku, nie przestała chodzić w poczcie sztandarowym. - Pamiętam, jak ubierała się tu w przedpokoju w swój strój ludowy. Cała trójka szykowała się u nas, i stąd wychodziła ze sztandarem - mówi synowa. Mama pana Jerzego w 1985 roku przekazała sztandar do Muzeum Miejskiego w Żorach, gdzie przechowywany jest do dziś. - Planujemy jego renowację. Jest to jednak kosztowne. Odnowienie takiego sztandaru to 10 tys. zł – mówi Jan Delowicz z muzeum. Tekla Mandla zmarła w 1993 roku, miesiąc przed swymi 94 urodzinami. Przeżyła dwie wojny światowe. Podczas drugiej, straciła dwóch synów i cały swój dobytek. Sztandaru Katolickiego Towarzystwa Polek, symbolu patriotyzmu i poświęcenia, Niemcy nie zdołali jej jednak odebrać. Patrycja Cieślak-Starowicz
Helena i Jerzy Mandlowie
Sztandar Katolickiego Towarzystwa Polek
Procesja Święta Ogniowego, ul. Moniuszki - prawdopodobnie 1949 rok. Pierwsza z lewej - Tekla Mandla
Jerzy Mandla 50 lat temu. W tle rodzinny dom jego matki w Starej Wsi, powiat Wilamowice
Stara Wieś, dom rodzinny pani Tekli. Pierwsza z prawej - Helena Mandla
Podziękowania dla pani Tekli
Pomnik poległych marynarzy w Kiel-Holtenau. Poniżej księga, w której znajduje się nazwisko brata pana Jerzego
Pati,świetny tekst!
Wspaniała postawa. Mam nadzieje że takich Żorzan jest więcej. Jeszcze raz gratuluję takiej postawy. Taka myśl mi się nasunęła co do renowacji tego sztandaru i jego sfinansowaniu. Te 10 tys to jaki ułamek kosztów budowy tego czegoś obok stacji shell na wylocie na Pszczynę ? Oj Panie Socha...
Idąc tropem Wojtka: Oj panie prezydencie Na takie pierdoły do n-tej potegi jak durne babole na rondach żorskich(bo tylko tak można nazwać te zupełnie niepotrzebne symbole miast partnerskich) znalazła się zawsze kasa w horendalnych kwotach.Więc tak samo MUSI Pan znaleźć pieniądze na renowację sztandaru Stowarzyszenia.Powinien Pan to zrobić chociażby z uwagi na powagę urzędu jaki Pan sprawuje.
Swiete slowa Yorgus!!!Wielki szacun!!!!!!!
Chyba, że ta "powaga" zaczyna się w miejscu gdzie plecy tracą swoja dźwięczną nazwę.....
Yorguś Keta i miłłły zawsze pyszczą, że trzeba na coś wydawać, a się nie wydaje, albo na to że się wydaje a nie powinno. Panowie trzymam za słowo, że nie będziecie potem pyszczyć, że miasto wydaje kasę na cerowanie starych szmat.
zrzędo......to nie miasto wydaje, a wy mieszkańcy je wydajecie poprzez swoich "wybrańców".... jak trzeba dołozyć do waszych dzieciaków-nie ma, na zagranicznych są, jak coś zrobić z mieszkaniami dla waszych-nie ma, a dla kazachów....są, a co do starych szmat: popatrz w lustro...może trzeba coś wyprać, wymienić???? Chyba, że...
Miłły i Yorguś Keta! ... Sprawiacie mi wielką frajdę swoimi wpisami (czyli tym, co Stary zrzęda nazywa "pyszczeniem"). Tak trzymać! Nie przejmujcie się krytykantami! Alleluja i do przodu!!!
Do Starego zrzędy i jaq : w życiu nie odważyłbym się napisać takich bluźnierstw ani na temat cennego sztandaru Katolickiego Towarzystwa Polek(stare szmaty),ani na na jakikolwiek inną rzecz związaną z historią naszego miasta,czy kraju w ogóle.Co więcej,sam jestem pasjonatem historii Polski od odzyskania niepodległości w 1918r.poprzez lata II wojny światowej,aż do późniejszych,więc nie zarzucajcie mi pyszczenia,bo ja Was od japiszonów nie wyzywam,chociaż nimi niewątpliwie jesteście.Co zaś tyczy się mojego wcześniejszego komentarza,to nie kryję się z tym,że uważam niektóre inwestycje miejskie za zrealizowane z byt wielkim rozmachem finansowym,a to chyba nie przestępstwo z mojej strony.
Dokładnie Yorguś.....tym bardziej, że to jest jedyne miejsce, gdzie można to napisać, bo władza nas nie pyta, a tzw. nasi przedstawiciele, czyli radni są chyba też bezradni, a przecież władzy dużo łatwiej wydaje się wielkie pieniądze( częściowo z kredytów) na (....) niż maleńkie pieniążki na pewne ważne symbole i pamiątki, ale jak władza chce zrobić coś na pokaz, to kasa znajduje się zawsze.... ( a tak będzie, bo wybory samorządowe tuż, tuż...)
Panowie, z większości waszych postów wynika, że wystarczy napisać, że miasto na coś wydaje, nieważne na co, a wy jesteście przeciw, od razu, właściwie dla zasady. Miłły, daj se siana z populizmem typu mieszkania dla Kazachów są a dla naszych nie ma. KAsa dla repatriantów jest refundowana w większości przez budzet państwa. Oczywiście zaraz napiszesz, że budżet państwa to przecież nasza kasa. Of kors, tylko że to też demagogia, z którą nie da się dyskutować. Yorguś, japiszonem niewątpliwie nie jestem. Jestem starym zrzędą i się tego nie wstydzę
Panie stary zrzedo, wychodzi na to, ze czytales Pan ostatnio (a moze tylko) " W pustyni i w puszczy"- gdzie jak Kalemu cos ukrasc, to grzech, ale jak Kali ukrasc, to wszystko w porzadku.....Pan mozesz krytykowac, ale my nie? Czyzby wladza mogla, a lud nie? Przepraszam, ale nie mam tu klawiatury z polskim znakami...
to co teraz robisz miłły to stary zabieg retoryczny, Zarzucasz mi coś czego nie zrobiłem i dajesz temu stanowczy odpór. Krytykuj sobie ile chcesz, nawet jeśli robisz to na klawiaturze przy londyńskim zmywaku, Tylko sorki, ja Cię na poważnie brać nie będę.
P.S. oczywiście przyszło mi na myśl, że jesteś tylko na zagranicznych wczasach i stąd ten brak polskich znaków. Ale londyński zmywak jest tak poręczną figurą retoryczną walącą w adwersarza że nie mogłem się powstrzymać.
Nic z tego!!! Nie bedziesz mnie bral !!! Moze lubisz facetow, ale bardzo zle trafiles..... Zmywak tak, ale w Dublinie....jeszcze 6 tygodni....ulzylo???
Nie ulżyło. Zmywaki mnie nie podniecają.