Mama martwiła się, że uroczystość będzie smutna, bo rodzina i najbliżsi zostali w Singapurze, ale kiedy zobaczyła w internecie zdjęcia, zrozumiała, że w tej ważnej chwili Erica nie była sama.
Erica Low dwa razy zmieniła adres zamieszkania z Singapuru na Żory. Po raz pierwszy przyjechała tu w 2002, aby uczyć języka angielskiego w szkole Right Now. Do swojej ojczyzny wróciła w 2005 roku, a siedem lat później, w sierpniu ubiegłego roku, znowu znalazła się w Żorach.
Nieprzypadkowo po raz drugi wybrała nasze miasto. W każdym innym miejscu musiałaby zacząć wszystko od początku, poznać kraj, ludzi, zwyczaje. A Żory były już znajome: ta sama praca, ci sami przyjaciele.
Pewnego dnia, przy herbacie, powiedziała Basi, koleżance z pracy, że chciałaby zostać katoliczką, bo dotychczas, mimo tego, że miała kontakt z różnymi religiami (Singapur to kraj, w którym obok siebie współistnieją różne religie, m. in. buddyzm, islam, chrześcijaństwo, taoizm), to sama jest bezwyznaniowa. Basia powiedziała jej, że zna księdza, który mówi po angielsku i zorganizowała spotkanie. Tak Erica poznała ks. Sebastiana Kreczmańskiego z parafii pod wezwaniem świętych Filipa i Jakuba.
- To, że zdecydowałam się przyjąć wiarę katolicką w Żorach ma dla mnie duże znaczenie. Mam tu prawdziwych przyjaciół. Mimo mojej nieobecności, ciągle utrzymywaliśmy kontakt. Wielu z nich odwiedziło mnie w Singapurze, poznało moją rodzinę. Żory, w pewnym sensie, są również moje. Poza tym czułam, że to jest odpowiedni moment na wykonanie takiego kroku. Wszystko wydawało się na właściwym miejscu, tak, jak powinno być – mówi Erica. - Nie wiem, dlaczego zdecydowałam się na wyznanie rzymsko-katolickie – dodaje. - Być może dlatego, że moje starsze siostry chodziły do katolickiej szkoły? Wprawdzie było to podyktowane względami organizacyjnymi, bo katolicka szkoła była bliżej domu, ale może dlatego właśnie czuję, że do katolicyzmu jest mi najbliżej? Moi rodzice zawsze byli bardzo otwarci w sprawach religii. Mama jest buddystką, tata był chrześcijaninem, ale rodzice nigdy nie narzucali nam, dzieciom, żadnych praktyk religijnych. Moje starsze siostry, tak samo jak teraz ja, są katoliczkami, a brat podąża drogą buddyzmu – jak mama.
Zanim jednak Erica mogła przystąpić do sakramentów, w każdy czwartek spotykała się z ks. Sebastianem na katechezie, podczas której przygotowywała się do jednoczesnego przyjęcia chrztu, komunii i bierzmowania. Termin uroczystości wyznaczono na 8 czerwca 2013 roku, przed południem. Aby ceremonia była zrozumiała dla głównej zainteresowanej, musiała odbyć się w języku angielskim. Dla udzielającego sakramentów księdza Sebastiana było to dodatkowe wyzwanie. Wprawdzie zdarzyło mu się już odprawiać msze w języku angielskim, najczęściej w związku z zawarciem międzynarodowego małżeństwa, ale co innego jeden sakrament, a co innego trzy. Wspólnie z Eriką szukali podpowiedzi w Internecie – na stronach angielskich parafii i w dostępnych wydawnictwach z tekstami liturgicznymi i obrzędami związanymi z sakramentami. Erica przygotowała małą książeczkę z przebiegiem liturgii, aby wszyscy uczestnicy mogli brać w niej aktywny udział. Wszak nawet biegle władający obcym językiem, niekoniecznie musieli wiedzieć, jak śpiewać Litanię do Wszystkich Świętych.
Wśród zaproszonych gości znaleźli się głównie przyjaciele ze szkoły Right Now. Z Krakowa przyjechały dwie siostry ze Zgromadzenia Sióstr Córek Miłości Służebnic Ubogich, tzw. kanosjanki. Jedna z nich pochodziła z Mikołowa, a druga – z Indii. Erikę poznały w maju, kiedy przyjechała do Krakowa wręczyć im zaproszenia na swój chrzest. - Podczas zimowego pobytu w Singapurze spotkałam przyjaciółkę mojej siostry, która jest siostrą zakonną, kanosjanką właśnie. Powiedziałam jej o swoich przygotowaniach do przyjęcia chrztu, a ona na to, że zna w Polsce dwie siostry ze swojego zgromadzenia i może one zechciałyby uczestniczyć w moim święcie. Dała mi do nich kontakt. Było mi bardzo miło, kiedy zobaczyłam je w kościele. Siostry były dla mnie kimś w rodzaju przedstawicielek mojej rodziny z Singapuru.
Żorscy przyjaciele również przygotowali dla Eriki niespodziankę. Jeszcze przed ceremonią skontaktowali się z ks. Sebastianem i ustalili szczegóły: Basia śpiewała po angielsku psalm, Hania - niewidoma uczennica - brajlem odczytała tekst z Pisma Świętego, a Rafał – modlitwę wiernych. - Na matkę chrzestną wybrałam panią Anię. To mama mojej przyjaciółki, aktualnie przebywającej w Irlandii. Chciałam, żeby chrzestną była osoba starsza ode mnie i, jeżeli można tak powiedzieć, żeby miała dłuższe doświadczenie w przeżywaniu wiary katolickiej. Jak to zwykle bywa w takich sytuacjach, nie obyło się bez małej wpadki. Był biały welon - odpowiednik białej szatki zakładanej małym dzieciom, ale zabrakło świeczki. Na szczęście przytomny ministrant znalazł świeczkę w zakrystii i ceremonia dalej przebiegała bez zakłóceń.
Do przyjęcia sakramentów Erica przygotowywała się nie tylko duchowo. Kiedy zastanawiała się nad odpowiednim ubraniem, do głowy przyszła jej nyonya kebaya – tradycyjny kobiecy strój wywodzący się z Indonezji a zakładany między innymi w Malezji czy Singapurze. To małe dzieła sztuki, pięknie zdobione w wielobarwne motywy, składające się z bluzki i sarongu, czyli spódnicy upinanej z jednego kawałka materiału. Założenie nyonya kebaya pochłania dużo czasu, strój musi być idealnie dopasowany do figury. Każda zmiana wagi i kształtów ciała powoduje, że ubranie trzeba wymienić na inne, a jego zakup to kosztowna sprawa.
- To mój pierwszy, własny, tradycyjny strój. Kupiłam go w lutym, podczas pobytu w domu. Z uwagi na chrzest, zależało mi na białej bluzce.
Mama martwiła się, że uroczystość w żorskim kościele będzie smutna, bo rodzina i najbliżsi zostali w Singapurze, ale kiedy zobaczyła w internecie zdjęcia, zrozumiała, że w tej ważnej chwili Erica nie była sama. Jej córkę otaczał krąg życzliwych osób.
- Przyjęcie sakramentów było dla mnie silnym przeżyciem. Zanim to się stało, położyłam dłoń w poprzek swojego serca. Często bezwiednie wykonuję taki gest, jeżeli jestem do czegoś naprawdę przekonana. Kiedy stałam naprzeciw wody święconej musiałam wziąć głęboki oddech, a kiedy nachyliłam się nad chrzcielnicą, łzy same zaczęły płynąć. To było coś, na co czekałam tak długo i w końcu to dostałam. Nie miałam wątpliwości, że to jest ta wiara, którą chcę wyznawać.
W sobotę Erika wraca do Singapuru.
Tekst: Beata Cyganek, zdjęcia: ak
Powiedział nam ks.Sebastian Kreczmański:
- To nie jest ekstremalny przypadek, że osoba dorosła prosi o sakramenty. Jako kapłan kilka razy spotkałem się już z taką sytuacją, również tutaj, w Żorach. zasadniczo udzielanie sakramentu chrztu, bierzmowania i komunii osobom dorosłym często ma miejsce w Wielką Sobotę. Wynika to z historii Kościoła oraz faktu, że właśnie w noc świętowania Zmartwychwstania człowiek dorosły, wraz z Chrystusem rodzi się do nowego życia.
W pierwszych wiekach chrześcijaństwa, po trwającym trzy lata okresie przygotowania, sakramentu chrztu świętego udzielano tylko raz w roku, właśnie w Wielką Sobotę. Chrzczono wtedy całe rodziny, całe "domy". Przyjmowali więc sakrament wszyscy domownicy: dorośli, ludzie starsi czy dzieci, jak również służba (musimy pamiętać, że pierwsze wieki chrześcijaństwa zbiegają się z okresem, gdzie panuje jeszcze system niewolnictwa). Jednak nie data jest najważniejsza, a duchowa gotowość kandydata do przyjęcia sakramentu.
Chrzest dorosłych jest dzisiaj praktykowany np. w krajach afrykańskich. Osoba najpierw funkcjonuje we wspólnocie parafialnej, gdzie poznaje Boga, a dopiero później ta konkretna wspólnota decyduje czy ta osoba może być chrzczona. To jest, moim zdaniem, całkiem uzasadnione postępowanie.
Katecheza z osobą reprezentującą inną kulturę, inny język, była na pewno ciekawym doświadczeniem. Zawsze miałem ze sobą słownik, bo jednak słownictwo dotyczące religii i wiary jest bardzo hermetyczne. Pewne pojęcia są specjalistyczne, nie używa się ich w innych kontekstach. Zresztą ten słownik działał w dwie strony. Nie zawsze łatwo było wytłumaczyć sprawy oczywiste dla nas, europejskich chrześcijan. W Europie, gdzie prawo przede wszystkim służy do regulowania życia, inaczej przyswajamy Dziesięć Przykazań, niż w krajach azjatyckich, gdzie prawo przede wszystkim wyznacza karę. To były trudności na jakie napotykaliśmy z Eriką z uwagi na to, że nasze światy są różne. Inaczej było w przypadku rozmowy o sprawach duchowych. Być może dlatego, że tamtejsza kultura jest w ogóle otwarta na duchowość, natomiast europejska duchowość wydaje się "mniej duchowa" - jeżeli można tak powiedzieć. My włączamy duchowość w niedzielę, a potem ją wyłączamy. Trudniej nam się o niej dyskutuje. Z Eriką w tym zakresie bardzo dobrze się rozumieliśmy. Kwestia natchnienia, Ducha Świętego, w zasadzie nie wymagały żadnego tłumaczenia.
not. bea
Zobacz zdjęcia: