Hostel, w którym schronienie znajdą głównie ofiary przemocy domowej, działa w żorskim Ośrodku Interwencji Kryzysowej od 2001 roku. Do dyspozycji podopiecznych ośrodka jest 7 pokoi – w sumie 21 miejsc noclegowych, kuchnia, łazienka i sale terapeutyczne.
Zarówno OIK, jak i hostel, działają na mocy ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie. - Pobyt w naszym hostelu jest całkowicie bezpłatny. Trafiają do nas głównie matki z dziećmi, doświadczające przemocy w rodzinie. Często przyprowadza je policja, która interweniowała w domu, czasem zgłaszają się same. W takim przypadku odsyłamy je do pracownika socjalnego, który ocenia sytuację i jeśli zostanie stwierdzone niebezpieczeństwo zagrożenia zdrowia lub życia, dyrektor MOPS-u kieruje daną osobę do nas – wyjaśnia dyrektor Ośrodka Interwencji Kryzysowej, Weronika Cębrzyna.
Pobyt w hostelu ma zapewnić bezpieczeństwo, dać wsparcie psychologiczne i pomóc odzyskać równowagę psychiczną. - Niektóre osoby trafiają do naszej placówki na kilka dni, inne na kilka miesięcy – mówi Weronika Cębrzyna. – Wszystko zależy od sytuacji w jakiej znalazła się osoba doświadczająca przemocy domowej. Czas pobytu w hostelu powinien ułatwić podjęcie decyzji o dokonaniu zmian w swoim życiu.
Ośrodek Interwencji Kryzysowej prowadzi terapię zarówno dla ofiar przemocy, jak również dla jej sprawców. - Aby osiągnąć właściwy efekt, konieczna jest praca z obiema stronami. Kobieta, która doświadczyła przemocy, często wcale nie chce odejść od męża. Wiąże się to między innymi z tzw. syndromem wyuczonej bezradności – a więc z przekonaniem, że nic i nikt nie jest jej w stanie pomóc, z przekonaniem, że nie jest nic warta, że sobie nie poradzi sama w życiu itp. – tłumaczy nasza rozmówczyni. - Dodatkowo nasze podopieczne myślą stereotypami takimi jak to, że dzieci muszą mieć ojca choćby był najgorszy, że żona musi być lojalna wobec męża, że brudy rodzinne pierzemy we własnym domu, wierzą, że on się zmieni. Pani Weronika dodaje, że scenariusz na swoje „nowe” życie, dana osoba musi opracować sama – pracownicy OIK-u powinni ją jedynie w tym wspierać i ukierunkować. - Nie można nikomu narzucić, co ma zrobić z własnym życiem. To musi być świadoma, przemyślana decyzja. My tylko staramy się stworzyć jak najlepsze warunki do jej podjęcia. Czasem jednak interweniujemy wbrew woli naszych mieszkanek, jeśli ich życie i zdrowie jest ewidentnie zagrożone.
Dla sprawców przemocy domowej prowadzone są specjalne programy korekcyjno - edukacyjne, do udziału w których zazwyczaj kieruje ich sąd. - Taki program ma dostarczyć wiedzy o tym, czym jest przemoc, gdyż wielu sprawców nie zdaje sobie sprawy, że to, co robią, jest formą przemocy i że można inaczej rozwiązywać konflikty. Dodatkowo jego celem jest również uczenie radzenia sobie własnymi emocjami a także rozładowywania napięcia. Zajęcia trwają ok. 3 miesiące, odbywają się zazwyczaj raz w tygodniu. Dodatkowo prowadzone są indywidualne spotkania z konsultantem ds. przemocy. W wielu przypadkach taka forma terapii przynosi dobre rezultaty.
Weronika Cębrzyna w swej pracy styka się wieloma stereotypami, dotyczącymi ofiar przemocy w rodzinie. - Kiedyś trafiła do nas kobieta z trojgiem dzieci. Nie miała żadnego oparcia w rodzinie, jej matka twierdziła, że to jej fanaberie, że przecież mąż ma prawo ją uderzyć i poniżać, skoro widocznie na to zasłużyła. Innym razem jedną z naszych podopiecznych odwiedziły teściowa i szwagierka, wyrzucając jej, jak mogła zrobić wstyd na całą wieś i pójść do ośrodka. Takich przypadków jest więcej – mówi dyrektor OIK-u. Dużo osób uważa np., że „jeśli jej źle, to przecież może odejść”. Okazuje się jednak, że to nie takie proste. - Te kobiety w większości są zakompleksione, przekonane, że do niczego się nie nadają. Kochają swego męża i nie wyobrażają sobie bez niego życia. Dla nich podjęcie decyzji o odejściu naprawdę nie jest łatwe.
To, że stereotypy wciąż żywo funkcjonują w społeczeństwie, wynika głównie z naszej niewiedzy o problemie. - Zdarza się, że słyszymy ostrą kłótnię sąsiadów, widzimy sąsiadkę z podbitym okiem, a dzień później ci sami ludzie spacerują pod blokiem objęci, wyglądając na nowożeńców. Jesteśmy wtedy zazwyczaj zdezorientowani i nie traktujemy tej sytuacji poważnie, a to duży błąd – ostrzega pani Weronika. Wyjaśnia, że przemoc w rodzinie zamyka się w trzech cyklach. Najpierw obserwujemy w rodzinie fazę narastającego napięcia. Sprawca chodzi poirytowany, wszystko mu przeszkadza, o wszystko się czepia, nikt nie jest w stanie go zadowolić, ciągle chodzi zły. Rodzina w tym czasie stara się schodzić mu z drogi, spełnia jego życzenia, ciągle przeprasza, ale to nic nie pomaga.
Napięcie rośnie i wystarczy jakiś nieistotny drobiazg np. niezmyta szklanka w zlewie, a następuje faza ostrego ataku np. w formie bicia, kopania, obelg, wyzwisk itp. Na tą właśnie fazę przyjeżdża wezwana Policja a rodzina stara się bronić, ucieka, albo biernie poddaje się sprawcy. - Po takim zdarzeniu kobiety często są w szoku i właśnie wtedy szukają pomocy np. zgłaszają sprawę na Policji, mówią sobie że dalej tak nie potrafią żyć i są gotowe na podjęcie jakiś zmian w swoim życiu. Ale potem często przychodzi tzw. faza miodowego miesiąca. Sprawca przeprasza, często wstydzi się tego co zrobił, obiecuje poprawę, kupuje kwiaty itp. - Rodzina wybacza, wierzy, że sprawca się zmieni, że to się już nigdy nie powtórzy, niestety wycofuje często swoje zeznania na Policji. I tak aż do następnego razu. Z czasem faza miodowego miesiąca jest coraz krótsza aż po pewnym czasie w ogóle zanika. Jakie mogą być tego konsekwencje, chyba nie trzeba już dodawać.
Wbrew pozorom, ofiarami przemocy domowej nie są tylko kobiety i dzieci. Przemoc dotyka także mężczyzn, choć oni o wiele rzadziej się do tego przyznają. - Panowie zazwyczaj przychodzą po poradę, mówiąc oględnie o problemach w domu. Dopiero po dłuższej rozmowie wychodzi na jaw, że padają ofiarami przemocy, głównie psychicznej. Przez 9 lat mojej pracy miałam tylko dwa przypadki, kiedy mężczyźni otwarcie przyznali się do tego, że żona ich bije i znęca się nad nimi psychicznie.
Mieszkanki hostelu same sprzątają pokoje, wiele z nich pracuje, wychodzą na miasto – starają się żyć w miarę normalnie. Są jednak proszone o informowanie dokąd idą i kiedy mają zamiar wrócić - dla ich własnego bezpieczeństwa. Dzieci mieszkające w hostelu, mają do dyspozycji salę zabaw, są również otoczone pomocą psychologiczną. - U dzieci, które są ofiarami lub świadkami przemocy, występuje znacznie większe ryzyko, że w przyszłości same będą stosować przemoc lub staną się ofiarami. Dlatego należy je otoczyć szczególną troską, by fakt wychowywania się w rodzinie pełnej przemocy miał jak najmniejsze skutki społeczne w ich przyszłym życiu.
Weronika Cębrzyna podkreśla, że problem przemocy nie jest zjawiskiem nowym i wcale nie jest tak, że teraz występuje ono częsciej niż kiedyś. - Teraz po prostu więcej się o tym mówi. Musimy nauczyć się rozmawiać o tym problemie, zauważać go bo przecież jeszcze tak dużo mamy do zrobienia w tym zakresie. Pamiętajmy, że rany fizyczne z czasem się zagoją, ale rany w psychice mogą pozostać do końca życia... - kończy nasza rozmówczyni.
Ola Kowol