Bezrobotny, podstarzały szowinista z nadwagą. Ma 38 lat i nadal mieszka z mamą. Żyje z jej renty, którą sukcesywnie trwoni imprezując. Zainteresowała się nim jedna z największych wytwórni muzycznych w Polsce. Ile jest z Rycerza w Niezbendnym?
Kamila Hus-Wyrobek: Kim jest Michał Rycerz?
Michał Rycerz: Trzydziestoletnim żorzaninem. Skończyłem politologię na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. Pracuję w rodzinnej firmie produkującej wełnianą pościel, której szefuje moja mama Kazimiera. Drugą działalność prowadzę z bratem Tomaszem: produkujemy i sprzedajemy zabawki edukacyjno–rozrywkowe. Jeździmy po międzynarodowych targach: W Europie i USA, Los Angeles, Las Vegas. Teraz Rzym, potem Floryda... To pozytywy mojej pracy, aczkolwiek życie na walizkach bywa męczące. I bardziej się tęskni za domem.
KH-W: Prowadziłeś też nieistniejący dziś klub Hofander sąsiadujący z dyskoteką System na Pawlikowskim.
MR: Tę knajpę miałem też z bratem. Mnóstwo ciekawych ludzi, niezapomniane imprezy, jak czerwcowy Sylwester z szampanem i odliczaniem o dwunastej. Specjałem lokalu była nalewka babuni serwowana w dzbankach, elegancko, z cytrynką. Przygoda się skończyła, bo i miejsce się skończyło, a zaczęły problemy: z ogrzewaniem, potem z prądem. Musieliśmy rozwiązać umowę z właścicielem obiektu.
Czy wasi obecni klienci wiedzą o istnieniu twojego drugiego ja?
Moi klienci to zagraniczni kontrahenci, więc z reguły nie mają pojęcia o mojej twórczości muzyczno-kabaretowej.
Kim, w takim razie, jest Jan Niezbendny.
Moim alter ego, a raczej fikcyjną postacią rodem z komiksów. Trzydziestoośmioletnim bezrobotnym, podstarzałym „chłopaczkiem”, który mieszka z mamą i żyje dzięki mamusinej rencie. Oczywiście należy dodać, że Jan N. ma zawyżone mniemanie na swój temat. Wydaje mu się, że jest piękny, a to co najmniej człowiek z nadwagą. Postać przerysowana, w pewnych momentach niebezpieczna. Jan nie jest jednak głupi. Bywa nieporadny.
Płyta „The best of Jan Niezbendny” nakreśla wizerunek Jana jako rozrzutnego, wiecznie pijanego maniaka seksualnego...
Do tego szowinisty. Zarzucają mi nawet nie tyle wulgarność, co obsceniczność. A to jedynie konsekwencja w działaniu. Pamiętajmy, o tym że Niezbendny jest postacią fikcyjną, aczkolwiek bawi mnie jego humor. A czasami ja się nim po prostu staję - pod wpływem jakiejś hucznej imprezy.
Michale, dużo jest w Tobie z Jana?
O tym wiedzą tylko moi przyjaciele ;)
Wzorujesz na kimś swoją postać?
Jest raczej tworem mojego poczucia humoru, czarnego humoru. Można by się dopatrywać autorytetów dla Jana, jak Tony Clifton, jedno z wcieleń Andy Kaufmana, albo Mike Strutter z brytyjskiego MTV. Z Polskich wzorców: Ryszard Ochódzki z „Misia”, czy Stanisław Anioł z serialu „Alternatywy 4”, a szczególnie polecam film Jerzego Gruzy „Przyjęcie na dziesięć osób plus trzy”. Zdzisław Maklakiewicz fantastycznie przedstawia tam Jana, jakim go widzę: typowego pasożyta społecznego, za to zabawnego. Fragmenty właśnie tego filmu - w formie narracji - pojawiają się na mojej płycie.
Skąd miałeś kasę na nagrania i teledyski?
Ktoś mądry kiedyś powiedział, że pierwszy milion się kradnie, albo pożycza. Ja pożyczyłem od rodziców, choć to tylko część. Większość realizuję za to, co uciułam w mojej pracy.
Kto bierze udział w realizacji twoich klipów:
Kilku genialnych ludzi z naszego miasta, między innymi Michał Mroziński zwany „Jeżolem”. Człowiek, który bije mnie na łeb, na szyję i jedynie nie paple tyle, co ja. Jest przede wszystkim montażystą, ale całą oprawę do teledysku „Jam Niezbendny jest” też on wymyślił. W teledysku zagrali również aktorzy – amatorzy, a całością dowodził kierownik planu, mój brat. Gdybym wiedział, że wyjdzie tak dobrze, nakręciłbym klip dużo wcześniej.
Wcześniej miałeś obawy...
Spotkaliśmy się na planie, nie mając bladego pojęcia o tym, co nas czeka. Wszyscy baliśmy się tej małej, prymitywnie wyglądającej kamery. Baliśmy się, że będzie z tego szit straszny. Jeżol nakręcił po kolei wszystkie scenki, wziął do montażu. Wykorzystał wiele ujęć „spomiędzy”, jak to z rowerem, które – jak sądziłem – miało być wycięte. Ja mam ucho do sampli, on ma oko do kadrów. Wypatrzył te szczegóły i na ich bazie zbudował całość.
Teledysk to kosztowna inwestycja.
Niekoniecznie. Pierwszy nakręciliśmy mieszcząc się w budżecie ośmiuset złotych. Niedawno powstała druga wersja klipu, która ma pójść w telewizji.
Jan Niezbendny zaistniał też w radiowej Trójce, w Akademii Rozrywki Artura Andrusa.
To mój największy dotychczasowy sukces.
Rok temu był konkurs na stworzenie utworu kabaretowego lub skeczu. Wysłałem płytę. Byłem bardzo zaskoczony, jak zadzwonili z radia. Wygrałem wycieczkę do Hiszpanii i trzy tysiące złotych. Ale najlepsze było kilka dni później, gdy zadzwoniła do mnie Maria Czubaszek. Chciała wykorzystać mój tekst z „Jam Niezbendny jest” w Nocy Kabaretów Mazurskich. Kazała pamiętać, że zwycięstwo zawdzięczam tylko i wyłącznie jej. Andrusowi i Tomaszowi Jachimkowi powiedziała, że jeśli ja nie wygram, to ona odchodzi z jury.
Sukces goni sukces: nawiązałeś współpracę z My Music, jedną z największych wytwórni muzycznych w Polsce. Trudno się przebić?
Kiedyś było tak: nagrywało się jedno demo, inwestowało jakieś powiedzmy pięćset, sześćset złotych, wychodziło się z tym materiałem do wytwórni i jak tam się znalazł ktokolwiek, kto chciał to przesłuchać, to super. Odnajdywał cię, oferował wydanie płyty. Dziś o tym, co „dobre”, decyduje masa. Jest ogrom zdolnych artystów, którzy nie mają możliwości pokazania się szerszej publice ze względu na liczne bariery, w tym główną: finansową. Przechodzą ci, którzy mają dojścia, a niekoniecznie talent.
A ty talent masz.
Nie wiem, ciężko powiedzieć... Nie, no trzeba mieć coś w sobie, po prostu. To trochę jak z didżejką. Siedzisz w domu i słuchasz bardzo dużo muzyki – swoją drogą kiedyś myślałem, że wszyscy tak robią. Wtedy automatycznie możesz przyjść na imprezę i zagrać, bo masz duże obycie w temacie. I tak samo jest chyba z moją twórczością: siedzę, bawię się, dłubię, podoba mi się to. Przez to czegoś się uczę, ale samo się nie zrobi. Oprócz pisania tekstów, ich wykonywania, jestem autorem podkładów, aranżacji, miksów i współtwórcą masteringu. Osiemdziesiąt procent sukcesu to praca.
...Ale nie bez pieniędzy.
Fakt. Zainwestowałem we własne studio i sprzęt w moim mieszkaniu. To mnie kosztowało prawie czterdzieści tysięcy złotych. Dopiero po zgraniu materiału poszedłem do profesjonalisty, mojego dobrego znajomego Bogdana Kisiela, gdzie dokonałem miksu.
Na czym polega miks?
Decyduje się o tym, który instrument w danym momencie jest słyszany głośniej, czy ciszej, gdzie ma być ustawiony. Tu skrzypce, gitara tam i tym podobne. Potem był mastering, po który trzeba jechać tylko i wyłącznie do Warszawy, do Jacka Gawłowskiego. Wszystko kosztowało. A do tego nagrywanie płyt, promocja... Jakby to zliczyć, to w te moje hobby zainwestowałem około sześćdziesięciu tysięcy. Z tym, że sprawa rozgrywała się na przestrzeni niemal dziesięciu lat.
Planujesz karierę, koncerty. Masz skompletowany zespół?
Oczywiście. Będę ja jako prowadzący i „Domator”, moje wokalne wsparcie, bardzo dobry kolega jeszcze z czasów wspólnej działalności w hiphopowym projekcie Nauka Jazdy. Oficjalnym didżejem jest Piotrek Mroziński „Prescot”, brat Jeżola. Do tego perkusista i wiadomo, chórek żeński, którego skład jest jeszcze nie ustabilizowany.
Przy wszelkich realizacjach chcę otaczać się moimi ludźmi, przyjaciółmi z Żor, a nie odgórnie narzuconymi przez wytwórnię. O to będę walczył.
Co robisz, gdy możesz nie robić nic:
Leniuchuję. Leżę, czytam, albo oglądam Roberta Kubicę, którego jestem wielkim fanem. To jedyny program, podczas którego przez dwie godziny nie nadają żadnych reklam, więc gdy wyścig jest pasjonujący – nikt nie może mi przeszkadzać. Dla mnie Formuła 1 jest dużo lepsza od piłki nożnej.
Co czytasz?
Albo mi ktoś coś podrzuci dobrego, albo wracam do klasyków, które wcześniej omijałem. Stale wracam do „Dzienników” Gombrowicza, Ostatnio przeczytałem piękną książkę literatury rosyjskiej „Moskwa – Pietuszki” Wieniedikta Jerofiejewa , która - notabene - bardzo nawiązuje do tematyki Jana Niezbendnego, he he.
Jakie panie preferujesz.
Lubię brunetki. Piękne, interesujące kobiety.
Za to Jan nie lubi starych: tych po dwudziestym piątym roku życia.
Dla niego samo towarzystwo kobiet jest wystarczające. Do flirtu nie potrzeba gustu.
Swoją kobietę masz?
Oczywiście. Jestem żonaty!
Ale na imprezy chodzisz sam.
Z moją Katarzyną na szczęście się uzupełniamy, mamy partnerski związek. Czasem idziemy razem, czasem osobno. Poza tym muszę mieć też wyjścia tylko w męskim gronie. To jak w reklamie piwa: dlaczego występują tam wyłącznie mężczyźni? Bo rozmawiają sobie o męskich sprawach. Jeśli w ich towarzystwie pojawia się kobieta, powoduje pewnego rodzaju mobilizację. Mężczyzna staje się bardziej dostojny, uważa na to, co mówi, jak mówi, zastanawia się: przeklinać, czy nie.
Masz żart przewodni, który zawsze pamiętasz i opowiadasz?
Preferuję żarty sytuacyjne, a nie opowiadanie dowcipów. I lubię osoby, które mądrze potrafią komuś dopiąć. Szydera jest jak pingpongowa piłeczka: musi być szybko odbita. Jeśli tego prędko nie zrobisz, pozostaje ci śmiać się z samego siebie. Więc jeśli szydera jest pingpongiem, to ja jestem znany z tego, że ścinam przy serwie ;)
To mnie ściąłeś z nóg! Michale - Janie – dziękuję za rozmowę.
Dziękuję również.
Kamila Hus-Wyrobek, zdj. mjk
dawajcie tu jeszcze linka do klipu z JuTuba ;-)
niech ludziska zobaczą i posłuchają
Jan Niezbedny - wielka nadzieja dla Zorskiej sceny muzycznej. Oby bylo wiecej, mocniej i przedewszystkim GRUBIEJ! Powodzenia!
http://www.youtube.com/watch?v=HwSemiAdSh8
REWELACJA ŻORSKIEJ SCENY MUZYCZNEJ! ON POWINIEN NAWIJAĆ NA SARI CZY INNYCH IMPREZACH MUZYCZNYCH W ŻORACH A NIE JAKIEŚ BRUDASY...
Grubsze jest lepsze!
świetny człowiek, ale dlaczego na zdjęciach nieostry - halo halo JMK :)
obrzydliwy typ
Nieźle... nawet nie wiedziałem że ktoś w Żorach robi taką muzykę. Filmiki daje rade xD
prawdziwie angielski humor! Jan bije na łeb wszystkie podobne projekt! mamy się czym chwalić na skalę całej Polski! jestem za i pozdrawiam
W Janku siła :D
Pamiętam Cię jeszcze z technikum. Już wtedy wymiatałeś w Nauce Jazdy. Niezłe to co teraz wyczyniasz na swojej płycie. Rowień pozdrawia!
http://www.youtube.com/watch?v=OJKS2P3VPRo
I nie " Żorskiej sceny muzycznej" tylko "Polskiej sceny muzycznej" :) Pozdrowienia
Być może ten człowiek jest "na swoim miejscu" w tej rodzinnej firmie ,ale to , co reprezentuje na scenie nie zasługuje nawet na krytykę.To jest po prostu wzorzec żenady.
SMACZNEGO......gostek nigdy nie chodzi głodny.....
@Hahnek zgadzam się
dla wszystkich krytyków: Jan Niezbendny "Jan Niezbędny jest" - laureat 1szej nagrody akademii rozrywki w Radiu 3jka. Skład Jury: Maria Czubaszek, Artur Andrus. Hahnek i znajomy : jak myślicie czyja opinia jest ważniejsza?
konkret muze robi
http://muzyka.wp.pl/gid,587797,title,Kto-przeraza-a-kto-zachwyca-Hity-i-kity-2010,galeria.html
masakra...baran
Od lat nie mieszkam w Żorach dlatego jakimż zaskoczeniem jest dla mnie ów projekt. Powiem tak, obiektywnie, szacunek dla Ryca, profesjonalna robota, kunszt artystyczny z najwyzszej półki, nie twierdzę ze nie- uśmiałam się i nie wątpię że wszyscy kapitalnie się bawili na planie, ale myslę że Jeżol powinien pójść w trochę innym kierunku. Pamiętam go jako genialnego tancerza, charyzmatycznego faceta i świetnego twórcę, satyra satyrą ale powinien zabrać się za powąniejsze projektybo ma potencjał. Pozdrawiam